Trzeba przyznać, że od jesieni ub.r. polskie aktywa sprawiają inwestorom kolejne miłe niespodzianki. Ubiegłoroczna bessa zamieniła się w hossę z prawdziwego zdarzenia, bez względu na to czy popatrzymy na krajowe akcje czy też obligacje. Na okrasę dodać do tego należy konsekwentne umocnienie złotego.
Bez oglądania się na świat
Samo w sobie nie byłoby to może aż tak zaskakujące, gdyby nie fakt, że ta krajowa hossa odbywa się w niezwykle trudnym otoczeniu rynkowym. Globalne aktywa (z nielicznymi wyjątkami, jak garstka amerykańskich gigantów technologicznych) nie radzą sobie wcale tak dobrze. Wręcz przeciwnie, w wielu segmentach rynków bazowych widać raczej marazm niż zdecydowane odwrócenie ubiegłorocznych trendów spadkowych.
W oczy rzuca nam się kilka przykładów silnych rozbieżności między wyśmienitym zachowaniem krajowego rynku a pozostawaniem daleko w tyle zagranicznych benchmarków.
Zacznijmy od akcji małych spółek, bo w tym przypadku obserwujemy chyba najbardziej spektakularne zerwanie z globalnymi trendami. Indeks sWIG80 w chwili pisania tego artykułu znajduje się w odległości ok. 1 proc. od rekordu wszech czasów, podczas gdy jeszcze w końcówce września ub.r. był najniżej od ponad 20 miesięcy. Co za spektakularna odmiana!
Małe spółki z niespotykaną przewagą
Tymczasem jeśli spojrzymy na benchmarki akcji małych spółek z rynków bazowych, to sytuacja wygląda zgoła odmiennie. Przedstawiony na wykresie amerykański indeks Russell 2000 nie tylko nie przymierza się do pobicia rekordu hossy, lecz wręcz przeciwnie – jest zaledwie parę procent powyżej... dna bessy. Jego zachowanie wpisuje się raczej w męczący trend boczny niż tendencję zwyżkową obecną na GPW.