Obligacje stałokuponowe z wiadomych względów nie mają obecnie dobrej prasy. Grupujący je indeks TBSP (Treasury BondSpot Poland) w pewnym momencie znalazł się już prawie 18 proc. poniżej odnotowanego ponad rok temu historycznego maksimum.
Nie będziemy w naszej analizie próbować zaklinać rzeczywistości i twierdzić, że na tym na pewno koniec przeceny tego segmentu papierów skarbowych. Obligacje stoją w obliczu mieszanki czynników, z jaką nigdy wcześniej się nie zderzyły. Podwyżki stóp procentowych o skali niewidzianej od co najmniej 2008 r., bliskość wojny mogąca odstraszać zagraniczny kapitał portfelowy, perspektywa trudności z finansowaniem luźnej polityki fiskalnej w naszym kraju, a wreszcie zaklęty krąg umorzeń w funduszach dłużnych napędzających jeszcze bardziej przecenę. Wszystko to rozgrywa się na dodatek w warunkach wysychającej okresowo płynności obrotu, co sprzyja niekontrolowanemu przesuwaniu się notowań.
Ryzyko wkalkulowane, potencjał zysku duży
Z drugiej strony te coraz lepiej znane i opisane czynniki ryzyka są szybko wkalkulowywane w ceny obligacji. Mamy już do czynienia z sytuacją, w której WSZYSTKIE papiery objęte koszykiem indeksu TBSP są notowane poniżej wartości nominalnej (im dalej do wykupu i im niższe oprocentowanie, tym generalnie większe dyskonto względem nominału – w przypadku najdłuższych instrumentów przekracza już 30 proc.!).