Rozdmuchany problem juana

Stabilny kurs chińskiej waluty to element polityki antykryzysowej Pekinu. I nie ma co się dziwić, że dyplomatyczna presja na jego uwolnienie nie przynosi skutków

Publikacja: 06.12.2009 08:40

Prezydent Hu Jintao nie reaguje na apele amerykańskiego prezydenta o uwolnienie kursu juana

Prezydent Hu Jintao nie reaguje na apele amerykańskiego prezydenta o uwolnienie kursu juana

Foto: Bloomberg

Tylko w listopadzie na uwolnienie kursu juana, usztywnionego od półtora roku na zaniżonym poziomie wobec dolara, naciskali podczas wizyty w Chinach prezydent USA oraz wysocy przedstawiciele Unii Europejskiej. Kwestia była w tym czasie przedmiotem obrad Forum Współpracy Gospodarczej Azji i Pacyfiku (APEC), krytyki dyrektora zarządzającego MFW oraz utyskiwań rządów Brazylii i Japonii. Bez przesady można więc powiedzieć, że polityka walutowa Pekinu urosła w ostatnim czasie do rangi jednego z kluczowych problemów światowej gospodarki.

[srodtytul]Krótka historia sporu...[/srodtytul]

Problem nie jest bynajmniej nowy. Od kiedy w latach 80. ubiegłego wieku chińska gospodarka zaczęła otwierać się na świat, kurs juana – oficjalnie nazywanego renminbi – nigdy nie był płynny. Do połowy lat 90. juan był jednak systematycznie niedowartościowany wobec dolara, więc nie budziło to sprzeciwów.

Po silnej dewaluacji z 1994 r. zaczęły pojawiać się głosy krytyki, głównie amerykańskich stowarzyszeń przemysłowych i centrali związkowych, że Pekin nieuczciwie podbija konkurencyjność swoich eksporterów, przez co odbiera Amerykanom miejsca pracy. Przycichły one podczas kryzysu w Azji Wschodniej w II połowie lat 90., gdy juan okazał się jedyną stabilną walutą w regionie. W tym czasie zresztą dolar umacniał się wobec walut większości partnerów handlowych, ciągnąc za sobą juana (w latach 1994–2002 podrożał on względem koszyka najważniejszych z perspektywy Chin walut o około 30 proc.) Dopiero gdy dolar (i juan) znalazły się w trendzie spadkowym narzekania na politykę walutową Pekinu odżyły.

Zdawał się je uzasadniać fakt, że mniej więcej w tym czasie gwałtownie rosnąć zaczęła nadwyżka Chin w handlu zagranicznym. Od 2005 r., m.in. pod wpływem międzynarodowej presji, Pekin pozwolił na aprecjację renminbi wobec dolara o 21 proc. w ciągu trzech lat. W lipcu 2008 r. Ludowy Bank Chin (PBC) zastopował jednak ten proces, aby ochronić chińskich eksporterów przed skutkami kryzysu.

[srodtytul]...i jeszcze krótsza powtórka[/srodtytul]

Znów przez ponad pół roku stabilizacja kursu juana nikomu zdawała się nie wadzić. Zaczęło się to zmieniać w marcu z dwóch powodów. Po pierwsze, liderzy państw G20 zgodzili się, że fundamentalną przyczyną kryzysu była globalna nierównowaga w popycie, handlu i przepływach kapitałowych. Najkrócej rzecz ujmując, zrównoważenie światowej gospodarki wymaga, aby chińska gospodarka w większym niż dotąd stopniu oparła się na popycie wewnętrznym, kosztem eksportu, a amerykańska na odwrót. Najprostszym rozwiązaniem wydaje się więc aprecjacja juana względem dolara, która – jak się uważa – ograniczyłaby gigantyczną nadwyżkę Chin w wymianie zagranicznej, a jednocześnie pobudziłaby popyt konsumpcyjny Chińczyków.

Drugim ważniejszym powodem były fluktuacje kursu dolara. W najgorętszym okresie kryzysu inwestorzy schronienia szukali w bezpiecznych papierach amerykańskiego skarbu, podbijając kurs tamtejszej waluty. Gdy jednak na rynkach zagościła hossa, dolar zaczął gwałtownie tanieć, a wraz z nim juan. Uderzyło to w międzynarodową konkurencyjność eksporterów z innych państw rozwijających się, których waluty w tym czasie umacniały się na fali rosnącego apetytu inwestorów na ryzyko. Spośród jednostek płatniczych 26 krajów klasyfikowanych jako rynki wschodzące aż 23 od marca uległy wobec juana znacznej aprecjacji (patrz wykres). Ucierpiała także strefa euro, której waluta umocniła się wobec chińskiej o 20 proc., budząc sprzeciw Niemiec i innych państw, których kołem zamachowym jest eksport.

[srodtytul]Próżne starania Zachodu[/srodtytul]

Przez chwilę Zachodowi zdawało się, że przywódcy Państwa Środka rozumieją te rozterki. W listopadowym komunikacie Ludowy Bank Chin odszedł od zwyczajowej retoryki o utrzymywaniu „stabilnego kursu juana na rozsądnym poziomie” i zasygnalizował, że w polityce walutowej zacznie brać pod uwagę także kursy innych walut oraz transgraniczne strumienie kapitału. Wielu analityków odczytało to jako gest przed pierwszą wizytą w Pekinie prezydenta USA Baracka Obamy. Prezydent Hu Jintao przemilczał jednak apel amerykańskiego prezydenta o uwolnienie kursu juana.

Więcej szczęścia mieli unijni delegaci (m. in. szef Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet oraz komisarz ds. gospodarki i polityki pieniężnej Joaquin Almunia), którzy przybyli do Chin dwa tygodnie później. Tym razem Pekin ustosunkował się do nacisków gości, lecz zupełnie nie po ich myśli. – Stabilny kurs juana sprzyja rozwojowi Chin, a tym samym ożywieniu w światowej gospodarce – powiedział premier Wen Jiabao. Fiasko dyplomatycznych wysiłków Zachodu nietrudno zrozumieć.

[srodtytul]Co widać na rewersie?[/srodtytul]

Spośród wszystkich krytyków polityki walutowej Pekinu najmniej wiarygodnie brzmi Waszyngton. Argumentację, że juan jest względem dolara silnie niedowartościowany, amerykańskie stowarzyszenia przemysłowe opierają na spostrzeżeniu, że Państwo Środka ma permanentną nadwyżkę w handlu z USA. Fakt ten nie daje się jednak jednoznacznie powiązać z polityką walutową PBC.

W 2005 r. Amerykańskie Stowarzyszenie Producentów (NAM) twierdziło, że juan powinien umocnić się o około 20–40 proc. Od tego czasu Pekin pozwolił na aprecjację swojej waluty, a jednak deficyt USA w wymianie z Chinami utrzymał się na poziomie 2 proc. PKB. Co więcej, całkowita nadwyżka Chin w handlu zagranicznym zwiększyła się z 5 do 6 proc. PKB, choć wobec walut innych niż USA partnerów handlowych kurs juana jest zmienny (dowodzi to, że przewaga konkurencyjna chińskich producentów nie jest związana wyłącznie z kwestiami walutowymi).

Stało się tak, ponieważ w rzeczywistości amerykańscy producenci (a także unijni) w niedużym stopniu konkurują z chińskimi, zarówno na rynku wewnętrznym USA, jak i na rynkach światowych. Gdyby rewaluacja juana doprowadziła do wzrostu cen towarów z Chin, odbiłoby się to po prostu na kieszeniach amerykańskich konsumentów i producentów, którzy kupują w Państwie Środka komponenty.

Ponadto polityka walutowa PBC wymaga od niego nieustannych zakupów dolarowych aktywów. To w dużej mierze z tego powodu chiński bank centralny w ciągu roku od września 2008 r. zwiększył swój portfel amerykańskich obligacji skarbowych z 618 mld do 799 mld USD. Osłabiający się wraz z dolarem juan zmusił także inne państwa azjatyckie, które konkurują z Chinami w eksporcie, do interwencji w celu zahamowania aprecjacji własnych walut. W efekcie także one masowo kupują amerykańskie obligacje (np. Indie w ciągu roku niemal podwoiły swój stan posiadania). Bez tych transakcji USA miałyby problem z pokryciem rekordowego deficytu budżetowego, zaciągniętego m.in. w celu sfinansowania programów stymulacyjnych.

Na pierwszy rzut oka więcej niż USA powodów do skarg mają państwa wschodzące, które faktycznie konkurują z Chinami, a utrzymują płynne kursy swoich walut. Nie można jednak zapominać, że gdy w ubiegłym roku Pekin konsekwentnie trzymał się polityki sztywnego kursu, większość walut świata osłabiła się wobec dolara. Nawet pomimo odwrócenia tych tendencji począwszy od marca kursy walut większości krajów (patrz wykres) wobec juana są dziś wyraźnie niższe niż na początku ubiegłego roku.

[srodtytul]Słaby juan szkodzi Chinom[/srodtytul]

Ostatecznie można wskazywać, że słaby juan nie leży w interesie Chin. Po pierwsze, eksportowy model wzrostu gospodarczego nie jest możliwy do utrzymania na dłuższą metę, więc Państwo Środka musi dążyć do zwiększenia roli popytu wewnętrznego. Silniejszy juan z pewnością by w tym pomógł, podnosząc siłę nabywczą Chińczyków. Kluczową sprawą jest tu jednak obniżenie ich horrendalnie wysokiej stopy oszczędności, a to ma związek głównie z niedorozwiniętym systemem opieki społecznej i czynnikami kulturowymi, a nie z polityką walutową. Prowadzona przez Pekin co najmniej od 2005 r. polityka zachęcania Chińczyków, aby wydawali więcej, siłą rzeczy nie może więc przynieść szybkich efektów.

W krótszej perspektywie dopuszczenie do aprecjacji juana mogłoby natomiast okazać się korzystne dla polityki pieniężnej Pekinu. Interwencje na rynkach walutowych potrzebne do stabilizowania kursu chińskiej waluty przyczyniają się bowiem do znacznego wzrostu jej podaży, co grozi bańkami spekulacyjnymi na chińskich rynkach.

Galopujące ceny chińskich akcji i nieruchomości wskazują, że perspektywa ta nie jest odległa, nawet jeśli w realnej gospodarce zagrożenia inflacyjnego wciąż nie widać. PBC stara się temu zapobiec, emitując denominowane w renminbi obligacje, lecz taka sterylizacja polityki pieniężnej jest kosztowna: popyt na te papiery jest niewielki, a więc ich oprocentowanie wysokie.

[srodtytul]Koordynacja już nie cieszy?[/srodtytul]

To właśnie możliwość prowadzenia bardziej niezależnej od USA polityki pieniężnej prędzej czy później skłoni Pekin do wznowienia aprecjacji juana. Większość ekonomistów nie ma złudzeń, że nastąpi to wcześniej niż w II połowie 2010 r. Na razie ręce PBC wiążą dwa czynniki. Na gwałtowną rewaluację Pekin pozwolić sobie nie może: choć spadek chińskiego eksportu w ostatnich miesiącach wyhamowuje, w październiku wciąż był o 14 proc. mniejszy niż rok wcześniej.

Z kolei dopuszczenie stopniowej aprecjacji, która nie byłaby szokiem dla eksporterów, zachęciłaby spekulantów do obstawiania kolejnych rewaluacji, co tylko spotęgowałoby nadpłynność na chińskich rynkach finansowych. Pekin poradził sobie wprawdzie z tą trudnością w latach 2005–2008, ale tym razem ryzyko jest większe ze względu na niski koszt pieniądza w USA, który sprzyja takim spekulacyjnym transakcjom.

Nie bez słuszności Wen Jiabao skrytykował unijnych liderów za to, że krytykują działania PBC, a tolerują poczynania Rezerwy Federalnej. Może to oznaczać, że Pekin wznowi aprecjację juana dopiero wtedy, gdy za zacieśnianie polityki pieniężnej zabiorą się też gospodarki rozwinięte. Czy w ten sposób nie spełnia się głoszony często przez liderów USA i UE postulat, aby zwijanie programów stymulacyjnych było równie skoordynowane, jak ich zainicjowanie?

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?