Ciągle czekamy na wybicie indeksu małych spółek z trendu bocznego

Rynek akcji stracił zapał do kontynuacji hossy nawet mimo korzystnych twardych danych z amerykańskiej i polskiej gospodarki. Wskaźnik sWIG80, który sprawdza się w roli indeksu szerokiego rynku, nie śpieszy się ze wskazówkami co do dalszych losów koniunktury giełdowej

Publikacja: 12.12.2009 10:05

Ciągle czekamy na wybicie indeksu małych spółek z trendu bocznego

Foto: PARKIET

Zdobywanie szczytów na warszawskiej giełdzie przychodzi bykom z coraz większą trudnością. Po ataku na listopadowe maksimum WIG kupujący dostali tak dużej zadyszki, że trzy dni później nad rynkiem zawisła groźba spadku do poziomu najniższego od pięciu tygodni. Odległość między szczytami a poziomami wsparcia coraz bardziej się zawęża, co świadczy o osłabieniu trendu wzrostowego. W przypadku sWIG80, który dobrze się sprawdza w roli wskaźnika koniunktury na szerokim rynku, w średnim terminie trudno wręcz mówić o trendzie wzrostowym, ponieważ od trzech miesięcy indeks tkwi w miejscu.

[srodtytul]Fundamentalne dylematy[/srodtytul]

Podczas gdy analiza techniczna pozwala przynajmniej precyzyjnie określić kluczowe poziomy wsparcia i oporu, coraz trudniej o jednoznaczne wskazówki ze strony analizy fundamentalnej. O ile w pierwszej połowie roku sytuacja była klarowna (wskaźniki wyprzedzające koniunktury rosły, a jednocześnie były na historycznie niskich poziomach), to teraz analiza się komplikuje.

Część wskaźników wyprzedzających i nastrojów (np. PMI, ISM Manufacturing, proporcja byków i niedźwiedzi według ankiety Investors Intelligence) wielkimi krokami zbliża się do historycznych szczytów cyklu koniunkturalnego, pozostałe (głównie twarde dane, np. wskaźniki amerykańskiego rynku pracy) są od szczytów wciąż bardzo daleko, a niekiedy dopiero zaczynają się odbijać od dna. Podczas gdy ta pierwsza grupa wskaźników sugeruje szybkie redukowanie udziału akcji w portfelach, to druga grupa raczej przestrzega przed pośpiechem.

[srodtytul]Kompromisowe rozwiązanie[/srodtytul]

Kompromisowym rozwiązaniem jest rozłożenie sprzedaży akcji na wiele miesięcy i ewentualne jej przyśpieszenie w razie pojawienia się niekorzystnych, długoterminowych sygnałów ze strony analizy technicznej.

[srodtytul]Analiza fundamentalna: poprawa koniunktury na rynku pracy ważniejsza niż groźba podwyżek stóp w USA[/srodtytul]

Przed tygodniem pisałem o tym, że w sferze analizy fundamentalnej pojawiają się sygnały do stopniowego redukowania udziału akcji w portfelu (argumentowałem to m.in. tym, że wskaźnik PMI dla Polski znalazł się już tak wysoko jak tuż przed pęknięciem „bańki internetowej” w marcu 2000 r., zaś optymizm amerykańskich analityków – według ankiety Investors Intelligence – jest niemal tak duży jak na początku bessy w końcu 2007 r.). Wskazywałem też jednak, że można również znaleźć argumenty za tym, by redukowanie udziału akcji nie było procesem zbyt pośpiesznym, tak by można było poczekać na wygenerowanie innych kluczowych, fundamentalnych sygnałów sprzedaży (przykładowo dynamika produkcji przemysłowej w naszym kraju jest wciąż zdecydowanie niższa niż na poprzednich szczytach cyklu koniunkturalnego).

W dylematy te wpisują się czwartkowe cotygodniowe dane z amerykańskiego rynku pracy. Średnia krocząca liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych (Initial Jobless Claims) spadła do 473,75 tys. – to liczba najniższa od października 2008 r. W porównaniu ze szczytem z marca średnia ta zmalała już o prawie 180 tys. Podobnie jak w przypadku wielu innych wskaźników makro można więc mówić o sprzyjającym rynkowi akcji tzw. momentum. Zainicjowane na wiosnę zmiany na rynku pracy nabrały już takiego impetu, że przerwanie tej pozytywnej tendencji wymagałoby silnych negatywnych impulsów.

Jednocześnie liczba wniosków o zasiłek jest wciąż zdecydowanie wyższa niż w momentach, kiedy koniunktura gospodarcza sięgała w przeszłości punktu kulminacyjnego. Jeśli spojrzymy na wykres wspomnianej czterotygodniowej średniej w perspektywie ostatnich 25 lat, to widać, że wszystkie potężne ruchy spadkowe na Wall Street (krach w październiku 1987 r., pęknięcie „bańki internetowej” w latach 2000–2002 oraz ostatnia bessa w okresie 2007–2008) wykluwały się w warunkach znacznie lepszej sytuacji na rynku pracy niż obecna.

Tuż przed narodzinami tych trzech rynków niedźwiedzia czterotygodniowa średnia Initial Jobless Claims wynosiła 290–310 tys. Nawet gdyby sytuacja na rynku pracy miała się poprawiać w takim tempie jak w ostatnich ośmiu miesiącach (od marcowego apogeum kryzysu), to liczba nowych zasiłków musiałaby spadać jeszcze przez ok. siedem miesięcy, by dotrzeć do historycznych minimów cyklu koniunkturalnego. Mamy więc kolejny argument za tym, by redukowanie akcji rozłożyć na okres nawet pół roku (rzecz jasna podejście to koncentruje się na długoterminowych, nadrzędnych trendach i nie jest w stanie uchwycić korekt spadkowych, które są spowodowane nastrojami na rynkach).

Warto przy okazji rozprawić się z pojawiającymi się ostatnio opiniami mówiącymi o tym, że jeśli szybka poprawa na rynku pracy skłoni amerykański bank centralny do podwyżek stóp procentowych, to będzie to mocny cios w podstawy trendu wzrostowego na giełdach. Historia ostatnich dziesięciu lat dowodzi czegoś zupełnie innego – że Fed zmienia stopy w kierunku zgodnym z kierunkiem zmian cen akcji, a poza tym niekiedy reakcja banku jest opóźniona nawet o kilka miesięcy. Korelacja między S&P500 a stopami Fedu jest dodatnia i bardzo mocna (83 proc.).

[srodtytul]Analiza techniczna: sWIG80 znów sprawdził się jako wskaźnik koniunktury na szerokim rynku[/srodtytul]

W minionym tygodniu znów opłaciło się podejście, jakie „promuję” od kilku tygodni. Podejście to polega na ignorowaniu nowych szczytów WIG-u i WIG20 jako potencjalnych sygnałów kupna, dopóki nie zostaną one potwierdzone przez nowe tegoroczne maksimum sWIG80. Podczas gdy dwa główne indeksy znów cofnęły się po zaatakowaniu szczytów, to kojarzony z małymi spółkami wskaźnik konsekwentnie od trzech miesięcy tkwi w średnioterminowym trendzie bocznym (który jest z kolei korektą nadrzędnego długoterminowego trendu wzrostowego), nie dając mylących sygnałów.

Zalety sWIG80 w porównaniu z WIG20, a nawet WIG wynikają z tego, że jest on znacznie lepszym wskaźnikiem koniunktury na szerokim rynku. Podczas gdy o zmianach WIG-u w ponad połowie decydują kursy garstki gigantów z WIG20, które z kolei są uzależnione od chwiejnych nastrojów na światowych rynkach, to portfel sWIG80 jest zdecydowanie bardziej zdywersyfikowany.

W przypadku WIG-u łączny udział 10 największych spółek wynosi 52 proc., a w przypadku sWIG80 współczynnik ten jest równy 30 proc. Roli sWIG80 jako „przybliżenia” idealnego indeksu szerokiego rynku nie przeszkadza to, że jest on kojarzony z małymi spółkami. W praktyce bowiem obejmuje także firmy, które pod względem kapitalizacji dorównują niektórym spółkom z WIG20.

Ponieważ sWIG80 w przeciwieństwie do chwiejnego WIG20 porusza się w bardzo stabilnych trendach, to jego nieuchronne wybicie z trwającej tendencji bocznej będzie można traktować jako przełomowy sygnał dla całego rynku akcji. Pytanie, na które odpowiedzi na razie nie znamy, brzmi: czy wybicie nastąpi w górę (co byłoby równoznaczne ze sforsowaniem sierpniowego szczytu – 11641 pkt), czy w dół (przebicie wrześniowego dołka – 10736 pkt)?

Podczas gdy wybicie w górę kazałoby oczekiwać kolejnej, nawet wielotygodniowej fali hossy (rajd świętego Mikołaja, efekt stycznia?), to wybicie w dół należałoby traktować jako sygnał załamania tegorocznej hossy i pogorszenie koniunktury w dłuższej perspektywie. Tym bardziej że sWIG80 przełamałby jednocześnie półroczną średnią kroczącą, która sprawdziła się nie tylko w czasie tegorocznej hossy, ale też ostatniej bessy (sWIG80 znajdował się poniżej niej nieprzerwanie od sierpnia 2007 r. do marca br.).

To wskazuje, jak kluczowy będzie przełom bieżącego i przyszłego roku. „Ciężar gatunkowy” wybicia z konsolidacji powinien być adekwatny do czasu jej trwania, który stanowi już jedną trzecią tegorocznego nadrzędnego trendu wzrostowego.

Dla inwestorów przywiązanych do WIG-u jako tradycyjnego indeksu szerokiego rynku kluczowa jest z kolei obserwacja poziomów wsparcia na wysokości dołka z 27 listopada (39 083 pkt) oraz z 3 listopada (37 391 pkt). Chociaż ten pierwszy poziom (od którego WIG próbował odbić się w piątek) jest wsparciem jedynie o krótkoterminowym znaczeniu, to jego przebicie byłoby równoznaczne z powstaniem lokalnej formacji podwójnego szczytu. Potencjał spadkowy wynikający z tej formacji byłby natomiast wystarczający do spadku WIG-u do kolejnego wsparcia (listopadowego dołka), które ma już znaczenie średnioterminowe.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?