Proponowane rozwiązania są jednak odmienne, m.in. z powodu różnic w zarzutach, jakie stawia się tym instytucjom po obu stronach Atlantyku.
Waszyngton koncentruje się głównie na konflikcie interesów, wynikającym z modelu działalności największych instytucji tego typu. Za wystawienie oceny ryzyka związanego z danym instrumentem agencjom płacą emitenci, którym zależy na tym, aby była ona jak najwyższa (wpływa to na cenę instrumentu). Agencje mają więc pokusę zawyżania ratingów.
Zapobiec tej nieprawidłowości ma propozycja, którą Senat wpisał do przyjętego pod koniec maja projektu reformy systemu regulacji finansowych. Przewiduje ona powołanie rady składającej się głównie z przedstawicieli dużych inwestorów instytucjonalnych, która rozdzielałaby zlecenia na ocenę jakości produktów finansowych poszczególnym agencjom. Te z nich, których ratingi w długim terminie okazywałyby się bardziej adekwatne, otrzymywałyby najwięcej ofert. Skutkiem tego rozwiązania byłaby też większa konkurencja na rynku usług ratingowych, małe agencje miałyby bowiem do niego większy dostęp.
To, że dotąd konkurencja była stłumiona, jest w dużej mierze winą amerykańskich władz: wiele instytucji finansowych oraz agencji nadzorczych w USA jest prawnie zobligowanych do korzystania z ratingów wystawianych przez uznawane przez Komisję Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) agencje. Przykładowo, fundusze emerytalne mogą inwestować wyłącznie w aktywa o ocenie AAA. Senacki projekt reformy regulacyjnej przewiduje likwidację tego obowiązku, aby inwestorzy i nadzorcy mogli samodzielnie prowadzić ocenę ryzyka instrumentów finansowych.
Nie wiadomo, czy proponowane przez Senat rozwiązania wejdą w życie. Nie przewiduje ich bowiem projekt reformy regulacyjnej przyjęty przez Izbę Reprezentantów, z którym senacki projekt musi zostać uzgodniony.