Na czołowych giełdach naszego globu od początku czerwca trwa hossa. Niemiecki DAX wzrósł w ciągu ostatnich czterech miesięcy o 21,7 proc., a amerykański SP500 o 13,1 proc. Na tym tle dobrze prezentuje się również nasz WIG. Wskaźnik szerokiego rynku zyskał w analogicznym okresie aż 18 proc. i opuścił trwającą ponad rok konsolidację.
Wygląda więc na to, że rynki akcji znów wróciły do łask inwestorów. Czy w związku z tym możemy liczyć w Polsce na prawdziwą hossę, na którą czekamy już od ponad roku?
Techniczny optymizm
Analitycy techniczni nie boją się używać słowa na „h", ale w odniesieniu do giełd niemieckiej i amerykańskiej. Podkreślają, że zarówno DAX, jak i S&P500 szybciej uporały się ze stratami z sierpnia 2011 r. i kontynuują długoterminowe wzrosty zapoczątkowane w 2009 r. Obydwa wskaźniki są teraz blisko historycznych szczytów, temu pierwszemu brakuje niecałe 12 proc., a drugiemu około 10 proc. Drogi do pełni szczęścia blokują pojedyncze opory, ale eksperci widzą na wykresach duże szanse na ich pokonanie. Jeśli ziści się optymistyczny scenariusz i pękną ostatnie bariery, będzie to kolejne potwierdzenie siły popytu i sygnał do kontynuacji hossy.
Ten sygnał powinien też pomóc innym rynkom, w tym warszawskiemu. Eksperci dalecy są jednak od hurraoptymizmu i sugerowania, że WIG może dotrzeć w najbliższym czasie do poziomu historycznego maksimum. Aby pobić rekord z 2007 r. (67772 pkt), wskaźnik musiałby zyskać prawie 53 proc. Dystans jest spory, ale takie są niestety konsekwencje technicznego marazmu, jaki zapanował na naszym rynku po feralnym sierpniu 2011 r.
O nowe rekordy będzie więc trudno, ale według ekspertów zwyżka WIG do 48500 pkt jest w zasięgu warszawskich byków.?Kontynuacji trwającej od czerwca dobrej passy, oprócz optymizmu z giełd zagranicznych, sprzyjać będzie kilka innych czynników. Pozytywny układ średnich kroczących z 50 i 200 sesji oraz silne wsparcie w okolicy 43000 pkt to atuty techniczne. Do tego dochodzi jeszcze rentowność obligacji dziesięcioletnich, które są na najniższym poziomie od 2006 r. Zgodnie z historycznymi analogiami hossa na polskim rynku akcji zaczynała się wtedy, gdy hossa na rynku obligacji dobiegała już końca.