Niekonsekwencja cypryjskiego rządu, czyli czas wyciągnąć skarpetę

W mediach tematem numer jeden jest potencjalne bankructwo Cypru i proponowany przez tamtejszy rząd podatek od depozytów.

Aktualizacja: 15.02.2017 03:54 Publikacja: 25.03.2013 05:00

Michał Masłowski, Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych

Michał Masłowski, Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych

Foto: Lamus Antykwariaty Warszawskie

Nie chodzi o podatek od zysków z przychodów kapitałowych. Taki mamy w Polsce od lat i zwany jest potocznie podatkiem Belki. Chodzi o jednorazowe zabranie (przepraszam, ale to najbardziej cywilizowane słowo, jakim jestem w stanie opisać ten proceder) kilku procent bankowych oszczędności Cypryjczyków.

Parlament cypryjski chwilowo nie zgodził się na tę „kradzież", ale mam wrażenie, że to i tak nie uchroni cypryjskich banków przed wypłatą wszystkich pieniędzy, jak tylko te zostaną otwarte. To zapewne doprowadzi do bankructwa lokalnego systemu bankowego. Żeby była jasność, nie świadczy to o słabości banków na Cyprze. Nie ma takiego banku na świecie, który wytrzymałby eksperyment wypłaty w jednym momencie choćby połowy depozytów.

Tymczasem zastanawia mnie inna sprawa. Dlaczego rząd Cypru wybrał do opodatkowania depozyty bankowe, a oszczędził np. właścicieli akcji? Sprawdziłem i oto okazuje się, że jest giełda na Cyprze. Co prawda jest to raczej giełdka niż giełda z prawdziwego zdarzenia, ale zawsze. Jest na tej giełdzie notowanych zaledwie 112 podmiotów, a żeby dać pełen obraz wielkości i aktywności tej giełdy, to na ostatniej sesji, która odbyła się 15 marca, na 92 walorach w ogóle nie było obrotu. To niekonsekwencja, ale rozumiem, dlaczego cypryjski minister finansów zapomniał, że ma w kraju rynek kapitałowy i że inwestorom też jakiś podatek, żeby było sprawiedliwie, się należy.

A co z innymi krajami? Weźmy na przykład Polskę. Gdyby przyszło nam kiedyś realizować wariant cypryjski, to chciałbym uprzejmie podsunąć pomysł ministrowi Rostowskiemu, że rynek kapitałowy i zgromadzone tam oszczędności to łakomy kąsek dla naszego budżetu. Bieżąca kapitalizacja polskiej giełdy to około 677 mld zł i przykładowe 10 proc. od tej kwoty podratowałoby finanse publiczne. Nie jest to prosto zrealizować, bo trzeba przecież zdecydować, co zabierać. Czy tylko gotówkę zgromadzoną na rachunkach maklerskich, czy także część akcji i obligacji? A co z tymi, co mają instrumenty pochodne? Mniejsza o metodę, w Ministerstwie Finansów z pewnością pracują wysokiej klasy specjaliści, którzy już będą wiedzieli, jak zabrać nam to, na co tak ciężko przez wiele lat pracowaliśmy. Warto sobie zdać jednak sprawę, że... czemu nie, taki wariant działania, mimo że w chwili obecnej mało prawdopodobny, ba, wręcz niewiarygodny, jest przecież możliwy.

Tym karkołomnym wywodem chciałbym unaocznić, że przykład Cypru i ostatnich wydarzeń ostatecznie pokazuje, że w dzisiejszych czasach coś takiego jak własność prywatna... nie istnieje. Równie dobrze rząd mógł zaproponować, a parlament cypryjski przegłosować podatek w wysokości 100 proc. oszczędności.

Wniosek z powyższych cynicznych rozważań jest smutny. Pozostaje nam, w ciężkich czasach, trzymanie pieniędzy w przysłowiowej skarpecie.

Analizy rynkowe
Giełdy wchodzą z optymizmem w kolejne półrocze
Analizy rynkowe
W mijającym półroczu posiadacze krajowych akcji mogli dużo zarobić
Analizy rynkowe
Hossa w 2025 r. nie była im pisana. Giełdowi outsiderzy I półrocza
Analizy rynkowe
Rynki wschodzące mocniej przyciągają uwagę inwestorów
Analizy rynkowe
Duże spółki mają miejsce do kontynuacji zwyżek
Analizy rynkowe
Mocna waluta, słabsza giełda