Według weterana amerykańskiego rynku funduszy inwestycyjnych Johna C. Bogle (twórcy grupy Vanguard) na współczesnych rynkach finansowych mamy do czynienia z „kolizją" dwóch kultur: inwestowania i spekulacji. Spekulację można nieco ironicznie zdefiniować jako próbę zgadywania „co urośnie, jak mocno i kiedy (najlepiej jutro)". Element nieprzewidywalności sprawia niestety, że o trafne odpowiedzi często jest bardzo trudno. Objawem spekulacji jest np. nieustająca rotacja kapitałów między poszczególnymi klasami aktywów zgodnie z panującą w danym momencie modą.
Inwestowanie to odmienna filozofia. Inwestor na wahania notowań patrzy przez pryzmat oczekiwanych stóp zwrotu w dłuższym horyzoncie czasowym. Jeśli np. akcje tanieją i na skutek tego spada wskaźnik C/Z, oznacza to prawdopodobnie większe stopy zwrotu w przyszłości, więc warto dokupić tańsze akcje. Jeśli obligacje tanieją, a ich rentowność na skutek tego rośnie, warto je dokupić. Działania inwestora bywają więc często zupełnie odwrotne względem działań krótkoterminowego spekulanta.
W pobliżu średnich
W naszych analizach dużo miejsca poświęcamy długoterminowym perspektywom wybranych klas aktywów. Przykładowo zwracaliśmy uwagę, że podczas ostatniej korekty spadkowej na rynkach akcji wskaźniki C/Z zgodnie powróciły z poziomów wygórowanych w pobliże wieloletnich średnich, co oznacza de facto większą ich atrakcyjność i wyższe przyszłe stopy zwrotu.
W taki tok rozumowania świetnie wpisują się wyliczenia amerykańskiej firmy analitycznej Research Affiliates (R.A.), która na podstawie przejrzystej metodologii szacuje oczekiwane długoterminowe stopy zwrotu z poszczególnych aktywów i zestawia je ze zmiennością ich notowań.
Podstawową kwestią, która szybko rzuca się w oczy i jest zgodna z naszymi analizami, jest ta, że trendy na rynkach w ostatnich latach (np. hossa w USA napędzana QE, jednoczesna niechęć do rynków wschodzących, rekordowo niskie stopy procentowe) doprowadziły do sytuacji, w której oczekiwane zyski bardzo różnią się od historycznych średnich.