Już pierwsza sesja 2016 roku, która przyniosła dynamiczne spadki indeksów po otwarciu z luką, wywołała obawy o trwałość trendu wzrostowego. W kolejnych miesiącach najpierw rynki wschodzące, a potem Wall Street zdołały pokonać ten wyznaczony na początku 2016 r. poziom oporu. Jednak dopiero grudniowe domknięcie luki przez europejskie indeksy zdołało odczarować prawdziwą hossę. Dzięki temu może ona jeszcze trochę potrwać.
Choć w ostatnich dwóch miesiącach roku zarządzający funduszami oraz rynkowi stratedzy z banków inwestycyjnych wyraźnie polubili rynki akcji, a optymizm giełdowych graczy, od Nowego Jorku po Warszawę, jest wyraźnie wyższy, to jednak wciąż niewielu inwestorów zdążyło postawić prawdziwe pieniądze i uczestniczyć w nowej fali hossy. Udział gotówki w funduszach inwestycyjnych w USA jest nadal bardzo wysoki, a zainteresowanie funduszami akcyjnymi niskie – i to pomimo ustanawianych wciąż przez indeksy rekordów. Również w Polsce, nawet po wakacyjnym wyskoku małych i średnich spółek, nie udało się znaleźć wielu chętnych do inwestowania na rynku akcji. Dlatego bez względu na korektę, której należy oczekiwać w najbliższych tygodniach w obliczu krótkoterminowego przegrzania rynku, nie powinno się traktować listopadowego rajdu w USA i grudniowego wybicia w Europie jako fałszywych ruchów będących jedynie ostatnim tchnieniem kilkuletniej hossy. Należy przy tym zauważyć, że warunki okołorynkowe do kontynuacji trendu wzrostowego są nieporównywalnie lepsze od tych, z jakimi zaczynaliśmy ubiegły rok.
Rynek wycenił obietnice Trumpa
Spowolnienie w USA widoczne pod koniec 2015 roku i w pierwszej połowie 2016 roku w dynamice PKB i spadających wskaźnikach PMI okazało się jedynie przystankiem w trwającej już siódmy rok wzrostowej fazie cyklu koniunkturalnego. Z podobnym zjawiskiem Amerykanie borykali się na przełomie lat 2012 i 2013. Ostatnia fala lepszych danych, szczególnie rosnących indeksów PMI dla przemysłu i usług, może (podobnie jak w drugiej połowie 2013 roku) sugerować, że przed Stanami Zjednoczonymi jest jeszcze kilka kwartałów gospodarczego ożywienia. Niestety, bez zwrotu w inwestycjach nie będzie ono ani trwałe, ani silne. Istotnym impulsem mają być tu sponsorowane przez budżet państwa wydatki infrastrukturalne. Ich zapowiedź stała się motorem powyborczej minihossy w USA. Nieoczekiwana wygrana Donalda Trumpa i dominacja republikanów w Kongresie wspierają optymizm, jaki na Wall Street spowodowały huczne deklaracje nowego prezydenta USA uczynienia Ameryki ponownie wielką.
Na razie rynek z wielkim zapałem przystąpił do wyceny obietnic, a nie realnych działań, bo tych ostatnich jeszcze nie ma. Chociaż trzeba przyznać, że twitterowa aktywność Donalda Trumpa przed zaprzysiężeniem wywiera już teraz niesamowity wpływ na rzeczywiste decyzje przedsiębiorców. Krytyka pod adresem General Motors skłoniła inny motoryzacyjny koncern, Forda, do rezygnacji z planów budowy nowej fabryki w Meksyku i zwiększenia produkcji samochodów w krajowych zakładach.
Fundamentem hossy są zyski firm
Nawet jeśli optymizm inwestorów, podbudowany wiarą w moc sprawczą nowego prezydenta USA, był przesadzony, to kierunek, jaki w drugiej połowie 2016 roku obrała Wall Street (czy to na rynku akcji, czy obligacji), nie był zdeterminowany politycznie. Głównym czynnikiem sprawczym były sygnały poprawy płynące z gospodarki oraz odbudowa zysków w spółkach, do czego przyczyniła się zmiana trendu na rynku surowców. Wzrost oczekiwań inflacyjnych i rynkowych stóp procentowych (szczególnie tych długoterminowych), choć przyspieszony przez zwycięstwo Donalda Trumpa, i tak by nastąpił.