Najwyraźniej zachęcony przepchnięciem przez parlament cięć podatkowych prezydent Donald Trump poszedł za ciosem i zabiera się do realizacji kolejnej obietnicy wyborczej – skokowego zwiększenia wydatków budżetowych. Tuż po tąpnięciu na Wall Street przesłał on propozycję budżetu na rok fiskalny 2019, która zadziwiła „rozmachem". Zwiększone wydatki na zbrojenia i infrastrukturę w połączeniu z cięciami podatkowymi mają w przyszłym roku wyprodukować deficyt budżetowy na poziomie prawie biliona (!) dolarów. Przez kolejną dekadę łączna dziura budżetowa wyniosłaby 7,1 bln USD (i to przy dość optymistycznych założeniach odnośnie do wzrostu gospodarczego), a dług federalny osiągnąłby pułap prawie 30 bln USD. Przyjmowane do tej pory przez Republikanów założenie mówiące o redukcji deficytu do zera w ciągu 10 lat ma de facto według tego projektu trafić do kosza.
Choć propozycje prezydenta nie mają większych szans na przejście przez parlament w takiej formie i jest to zapewne jedynie punkt wyjścia do negocjacji, to jednak – biorąc pod uwagę uchwaloną reformę podatkową – należy się spodziewać, że w przyszłym roku w mniejszym lub większym stopniu wydatki i deficyt wyraźnie spuchną.
Nieodwracalny skok
Ciekawostką jest to, że wspomniany blisko bilion dolarów deficytu w 2019 r. byłby kwotą największą od okresu bezpośrednio po globalnym kryzysie finansowym 2008/2009 i późniejszej recesji. Różnica jest jednak taka, że wtedy demokraci z prezydentem Obamą na czele zdecydowali się zwiększyć wydatki i deficyt (stymulacja fiskalna) w celu ratowania gospodarki przed wejściem w spiralę pogłębiającej się recesji. Co bardzo ważne, stymulacji fiskalnej towarzyszyła równolegle stymulacja monetarna, czyli agresywne cięcia stóp procentowych przez Rezerwę Federalną, a potem sięgnięcie po eksperymentalną politykę QE (masowy skup obligacji skarbowych). Polityka fiskalna i monetarna zgodnie z książkowymi zaleceniami uzupełniały się – udało się wyjść z recesji (inna sprawa, że efektem ubocznym był nieodwracalny skok zadłużenia).
A teraz? Wygląda na to, że polityka makroekonomiczna w USA zaczyna stawać na głowie. Zwracaliśmy już uwagę, że amerykańska gospodarka jest w mocno zaawansowanej fazie cyklu gospodarczego – od ostatniej recesji minęły 103 miesiące (to trzecia najdłuższa seria w historii), a według ekonomistów stopa bezrobocia spadła do poziomu naturalnego. Zapełniona została luka popytowa (realny PKB znalazł się powyżej potencjalnego).
W takiej sytuacji podręczniki makroekonomii zalecają ostrożne, stopniowe zacieśnianie polityki fiskalnej (podwyżki podatków, ograniczanie wydatków) w celu utrzymania gospodarki w ryzach i uniknięcia wejścia w niebezpieczną, inflacyjną fazę wzrostu. Podręcznikowo polityka fiskalna (budżetowa) powinna współdziałać z polityką monetarną, która również powinna być w fazie zaostrzania.