Donald Trump swoim uporem w sprawie finansowania budowy muru na granicy z Meksykiem udowadnia, że Ameryka może całkiem nieźle funkcjonować bez administracji. Chyba mało kto się zorientował, że „zamknięcie" rządu trwa już prawie miesiąc, a w każdym razie nie przeszkadza to inwestorom.
Wall Street w górę, Frankfurt pod oporem
W ciągu pierwszych czterech sesji minionego tygodnia S&P 500 zyskał 1,5 proc., wychodząc zdecydowanie powyżej 2600 punktów, czyli poziomu, który do niedawna hamował impet byków. To już czwarty wzrostowy tydzień z rzędu, a indeks zyskał w tym czasie 12 proc., nie napotykając przy tym większych przeszkód i raz tylko ulegając poważniejszej kontrze podaży. W niepamięć poszły także wcześniejsze obawy dotyczące sektora technologicznego. Nasdaq poszedł w ostatnich dniach w górę o 1,6 proc., a od pechowej ubiegłorocznej Wigilii wzrósł o ponad 14 proc. Tylko nieznacznie słabiej radzi sobie Dow Jones, zwyżkujący o 11 proc. Na razie nikt się nie zastanawia, czy nie czas już na jakąś korektę tego noworocznego optymizmu, choć ani powodów, ani pretekstów do jej zainicjowania przecież nie brakuje.
Przedłużające się zamieszanie związane z umową rozwodową między Unią Europejską a Wielką Brytanią nie powoduje na razie większych kłopotów na parkietach naszego kontynentu, ale też nie pozwala na większy optymizm. Indeks we Frankfurcie drugi tydzień z rzędu tkwi w konsolidacji, nie mogąc sforsować 11 tys. punktów. Wtorkowa próba okazała się nieudana, ale bilans pierwszych czterech sesji był minimalnie korzystny dla byków. Niemal identycznie wygląda sytuacja w Paryżu, gdzie CAC40 zyskał 0,3 proc., zmagając się z poziomem 4800 punktów. Londyński FTSE 250 zatrzymał się w okolicach 18 500 punktów i w ostatnich dniach nie zmienił wartości, jednak UK 100 poszedł w dół o ponad 1 proc. Także spojrzenie na szerszy europejski rynek akcji, czyli przez pryzmat Stoxx Europe 600 potwierdza wyraźną słabość spółek naszego kontynentu. Od 27 grudnia indeks ten poszedł w górę o niecałe 7 proc., czyli zdecydowanie słabiej niż S&P 500.
Z osłabienia dolara i łagodniejszej retoryki Rezerwy Federalnej nadal korzystają rynki wschodzące. ETF na MSCI Emerging Markets zyskiwał do czwartku 1,5 proc., wychodząc powyżej 41 punktów, osiągając poziom najwyższy od pierwszych dni października ubiegłego roku i przebijając od dołu linię trendu spadkowego. To rzecz jasna bardzo pozytywny sygnał, ale o euforii raczej trudno mówić. Mimo złych danych i słabych prognoz minimalnie w górę poszedł indeks w Szanghaju, co jednak nie poprawiło obrazu rynku. Wskaźnik wciąż znajduje się w pobliżu poziomu najniższego od czterech lat. Interesująca może jednak być jego reakcja na czwartkowe nieoficjalne informacje o możliwości złagodzenia przez USA ceł nałożonych na chińskie towary. Typowe dla Donalda Trumpa szybkie przejście od kierowanej wobec Turcji groźby gospodarczego zniszczenia do mówienia o perspektywach rozwoju współpracy poskutkowało wzrostem indeksu giełdy w Stambule o 5,6 proc., a więc jego największą od dwóch lat tygodniową zwyżką.
Na GPW coraz bardziej pod górkę
Warszawski parkiet kontynuuje wzrostową tendencję, ale ruch w górę postępuje coraz bardziej mozolnie. Trudno się temu dziwić, biorąc pod uwagę zarówno czas jej trwania, jak i skalę. WIG20 w trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia wzrósł 1 proc., ale jest to już czwarty z rzędu wzrostowy tydzień, a od dołka z końca października ubiegłego roku indeks naszych największych spółek zwyżkuje już o ponad 13 proc. W tym czasie zaliczył jedynie trzy niezbyt groźne spadkowe korekty i najwyraźniej nadchodzi czas na kolejną. W środę pokonał co prawda poprzedni lokalny szczyt z 5 grudnia, co można uznać za pozytywny sygnał, ale podaż już dzień później zaczęła dawać o sobie znać coraz odważniej. Optymistycznych wskazań płynących z analizy technicznej jest więcej, ale na ich realizację być może trzeba będzie trochę poczekać, a chwilowe ochłodzenie może sprzyjać trwałości zwyżkowej tendencji. Najbliższym celem dla WIG20 wydaje się 2400 punktów, czyli szczyt z sierpnia 2018 r. To dystans niezbyt odległy, ale wcześniejsze „nabranie rozpędu" mogłoby dać większe szanse na jego trwałe pokonanie. W podobnej sytuacji znajduje się indeks szerokiego rynku, który od ubiegłorocznego październikowego dołka zyskał 11 proc. i do sierpniowego szczytu brakuje mu niecałe 2 proc. Na razie jednak do sforsowania jest poziom 60 tys. punktów, o który walka toczy się od minionej środy.