W amerykańskiej literaturze dotyczącej inwestowania standardowo zakłada się, że w długim okresie akcje przynoszą stopy zwrotu wyższe niż obligacje skarbowe. Teoria podpowiada, że dzieje się tak dlatego, że na dłuższą metę dywidendy wypłacane przez spółki rosną (w przypadku obligacji – tylko w przypadku wzrostu oprocentowania), więc posiadacz koszyka akcji może reinwestować coraz większe kwoty i w ten sposób przyspieszać proces akumulacji kapitału.
Okazuje się, że próba przeniesienia tezy o wyższości akcji nad obligacjami na rynek polski przynosi wcale nie tak oczywiste konkluzje.
Już na wstępie takich badań pojawia się problem metodologiczny. Wyniki są niezwykle wrażliwe na to, jaki punkt startowy przyjmiemy do obliczeń. Gdybyśmy dość tendencyjnie przyjęli np. luty 2009 r. (dno bessy na GPW), to okazałoby się, że z tego punktu akcje dramatycznie pobiły obligacje skarbowe – WIG urósł o prawie 170 proc., podczas gdy indeks „skarbówek" (patrz – ramka) zyskał niecałe 70 proc.
Z kolei równie tendencyjne przyjęcie rekordu wszech czasów WIG-u (rok 2007) jako punktu startowego dałoby zgoła odmienne rezultaty – od tego czasu obligacje dały zarobić ponad 80 proc., podczas gdy WIG jest ciągle na minusie (o wspomniany rekord przez chwilę otarł się przed rokiem).