Sprawa frankowa spędza sen z powiek szefom banków najbardziej zaangażowanych w te kredyty. Po wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który zapadł na początku października, polskie sądy mogą częściej orzekać na korzyść klientów, decydując o przewalutowaniu lub unieważnieniu umów kredytów mieszkaniowych. Dla banków frankowych oznaczać to będzie spore koszty.
Koszty uderzą w kapitały i akcję kredytową
Szacunki są bardzo różne: od 60–90 mld zł, o których mówił Związek Banków Polskich, po półtorakrotność rocznego zysku sektora bankowego, jak wskazuje m.in. Moody's, czyli „tylko" 21–22 mld zł. Analitycy serwisu Bloomberg Intelligence szacują, że sektor może ponieść 20–40 mld zł strat na konwersji hipotek frankowych. Najbardziej narażone są banki mające najwięcej hipotek walutowych, czyli Millennium (15 mld zł, stanowią prawie 22 proc. całego portfela), Getin Noble (9,5 mld zł, 21 proc.), mBank (prawie 17 mld zł, 16 proc.). O ile Millennium i mBank są w lepszej sytuacji, bo mają nadwyżki kapitału i osiągają regularnie wysokie zyski, o tyle Getin ma niedobory kapitału i notuje straty, więc jest w najgorszym położeniu. Tylko niecałe 7 proc. hipoteki walutowe ważą w portfelu Santandera (są warte 10 mld zł), ale około 90 proc. z nich to te indeksowane, czyli najbardziej narażone na pozwy i przegrane sądowe. Ten wicelider polskiego sektora bankowego ma wprawdzie na razie niewielką nadwyżkę kapitałową w stosunku do potencjalnych kosztów konwersji, ale oczekiwana poprawa i tak wysokiej już rentowności pozwoli mu odbudować kapitały. W dość dobrej sytuacji wydaje się PKO BP, który nominalnie ma wprawdzie sporo hipotek walutowych (25,4 mld zł), ale stanowią nie tak dużo, bo niecałe 11 proc. portfela, i są to w 90 proc. kredyty denominowane, teoretycznie bezpieczniejsze dla banków pod względem prawnym. Poza tym PKO BP ma dużą nadwyżkę kapitałową w relacji do potencjalnych strat wynikających z konwersji.
Kluczowa będzie nie tylko wysokość kosztów konwersji, ale także to, kiedy się pojawią. Naturalnym wentylem bezpieczeństwa dla banków, rozkładającym je w czasie, jest trwające zwykle co najmniej dwa lata postępowanie sądowe. Banki dopiero rozmawiają z audytorami i KNF w sprawie rezerw, ale wiele wskazuje na to, że nie będzie konieczne zwiększenie ich proporcjonalnie na cały portfel tylko z powodu wzmożonego napływu spraw do sądów. Banki do tej pory w śladowym stopniu „obrezerwowały" hipoteki walutowe z powodu ryzyka prawnego i raczej pozostaną przy procedurze tworzenia rezerw, dopiero gdy prawdopodobieństwo wygranej klienta przekroczy 50 proc. Zatem pierwszy, ale wciąż niewielki, wzrost rezerw spodziewany jest w zaudytowanych raportach za 2019 r., czyli wiosną przyszłego roku.
Problemy frankowych banków mogą dać szansę ich konkurencji, wolnej od tego brzemienia, na wzrost udziałów w rynku czy osiąganych marż. Głównie chodzi o Pekao, ING Bank Śląski, Aliora i Citi Handlowy (więcej na ich temat w ramkach). Na razie jednak muszą uzbroić się w cierpliwość. – Banki frankowe pewnie prowadzą symulacje i sprawdzają wpływ różnych scenariuszy na ich bilans i zdolność do wzrostu kredytów. Na razie wciąż wiemy mało, ale prawdopodobnie koszty, które wcale mogą nie być aż tak wielkie, jak podawał ZBP, będą rozłożone na wiele lat. Dlatego nawet mBank czy Millennium prawdopodobnie jeszcze nie będą musiały istotnie spowalniać akcji kredytowej – mówi Łukasz Jańczak, analityk Ipopemy. Dodaje, że wzrost portfela, który przynosi zyski, jest dla nich korzystny, bo buduje wynik i poduszkę mogącą zamortyzować potencjalne straty. Dlatego jego zdaniem jeszcze nie pojawia się dodatkowa przestrzeń dla banków niefrankowych do zdobycia rynku.
Szansa na przyspieszenie?
– Przewiduję, że nadal niezłą dynamiką powinien się wykazać ING BSK jako jeden z liderów, jeśli chodzi o jakość oferty. Niestety w bankach, które dziś nieco dołują, bez rewizji strategii na bardziej ekspansywną, jak np. w Handlowym, nie spodziewam się zmian. Historia pokazuje, że albo dynamicznie bank idzie do przodu z aktywami, albo się kurczy pod względem zysku, a więc i wyceny – mówi Marcin Materna, dyrektor działu analiz Millennium DM, wskazując na strategię Handlowego, który przez lata przedkładał wysokie dywidendy nad wzrost bilansu i najwięksi gracze zdecydowanie mu odskoczyli. – Dotyczyło to historycznie także Pekao, wystarczy porównać jego osiągnięcia z Santanderem. Spodziewam się raczej niewielkich zwyżek zysków banków z malejącą szansą na wypłaty hojnych dywidend, ale to może nie wystarczyć do większej poprawy notowań niż wynikającej z ogólnej poprawy na rynkach – uważa Materna. Zdaniem ankietowanych przez nas analityków trudno będzie liczyć na zmianę strategii Handlowego, skupionego na bogatszych klientach, i prawdopodobnie inni gracze, jak Pekao i ING Bank Śląski, lepiej zagospodarują masowych klientów indywidualnych.