Simon Evans wskazuje jednocześnie, że zakładana na ten rok redukcja emisji dwutlenku węgla, choć rekordowa, będzie i tak zbyt mała, by dać szansę na zatrzymanie globalnego ocieplenia na poziomie 1,5 st. Celsjusza wonec czasów przedprzemysłowych. To pokazuje, jak wielka skala wyzwań stoi przed światem, jeśli chcemy powstrzymać zmiany klimatu.
To tylko efekt uboczny
Ostatnie dane Global Carbon Project z początku grudnia 2019 r. wskazują, że globalne emisje CO2 związane z wykorzystaniem paliw i działalnością przemysłu mogły wzrosnąć w minionym roku tylko nieznacznie – o 0,6 proc., do 36,8 mld ton. Do emisji z sektora energii odnosi się natomiast Międzynarodowa Agencja Energetyczna (IEA). Według jej szacunków z lutego 2020 r. po dwóch latach wzrostu w 2019 r. globalne emisje z sektora energii nieoczekiwanie zatrzymały się na poziomie 33 mld ton. I to mimo że światowa gospodarka wzrosła w tym czasie o 2,9 proc. Złożyło się na to kilka czynników. Wśród nich IEA wylicza rosnącą rolę źródeł odnawialnych (głównie wiatrowych i słonecznych) w gospodarkach rozwiniętych, przestawianie energetyki węglowej na gazową oraz większą produkcję w elektrowniach jądrowych. Inne czynniki to łagodniejsza pogoda w kilku krajach i wolniejszy wzrost gospodarczy na niektórych rynkach wschodzących. – Musimy się upewnić, że rok 2019 zostanie zapamiętany jako ostateczny szczyt globalnych emisji, a to oznacza podjęcie działań teraz, aby doprowadzić do trwałego spadku w tej dekadzie – skomentował Fatih Birol, dyrektor wykonawczy IEA.
Szef agencji przyznał jednocześnie, że w tym roku możemy zaobserwować spadek emisji CO2 w wyniku wpływu koronawirusa na działalność gospodarczą, szczególnie w branży transportowej. – Ale bardzo ważne jest, byśmy zrozumieli, że nie będzie to wynik przyjęcia przez rządy i firmy nowych polityk czy strategii. Najprawdopodobniej będzie to krótkotrwały zastój, po którym może nastąpić odbicie emisji w miarę wzrostu aktywności gospodarczej – skwitował Birol. W jego ocenie rzeczywiste, trwałe ograniczenie emisji nastąpi tylko wtedy, gdy rządy i firmy wypełnią zobowiązania, które już ogłosiły lub wkrótce ogłoszą.
– Pandemia już znacząco obniżyła emisje, ale zdecydowanie nie jest to dobry sposób na ochronę klimatu. Niekontrolowany kryzys nie ma nic wspólnego z zaplanowanym działaniem, w którym maksymalizujemy korzyści, a minimalizujemy koszty – komentuje Urszula Stefanowicz z Polskiego Klubu Ekologicznego Okręgu Mazowieckiego, ekspertka Koalicji Klimatycznej. Podkreśla, że obecna redukcja nie jest trwałym zjawiskiem. – Emisje zaczną ponownie rosnąć po zakończeniu pandemii. Tempo tego wzrostu będzie zależało w ogromnej mierze od decyzji, jakie podejmą władze polskie, europejskie i największych potęg gospodarczych świata – dodaje Stefanowicz. Przypomina, że podczas ostatniego kryzysu finansowego wielu polityków i ekspertów przeciwstawiało sobie potrzeby odbudowy gospodarki i ochrony klimatu. – Był to błąd wtedy, a jeszcze gorszy będzie teraz, kiedy coraz wyraźniej doświadczamy skutków kryzysu klimatycznego. Jeśli politycy zdecydują, że pandemia to dla nich okazja do osłabienia ram europejskiej polityki klimatycznej, systemu handlu emisjami, wymogów wobec linii lotniczych czy producentów samochodów, jeśli przekażą korporacjom duże środki bez dodatkowych warunków ich wykorzystania, a ponadto będą się domagać złagodzenia już istniejących zobowiązań, to emisje mogą wzrastać nawet szybciej niż przed pandemią – alarmuje Stefanowicz.
Aby uniknąć takiego scenariusza, IEA zaleca, by rządowe plany stymulujące odbudowę gospodarek w swojej centralnej części przewidywały wsparcie dużych inwestycji, które przyspieszą rozwój i wdrażanie technologii czystej energii, takich jak energetyka słoneczna i wiatrowa, wodór, baterie do samochodów elektrycznych czy wychwytywanie i wykorzystywanie CO2. – Przyniesie to podwójne korzyści: będzie stymulować gospodarki i przyspieszy przejście na czystą energię. Postęp, jaki osiągniemy w przekształcaniu infrastruktury energetycznej krajów, nie będzie tymczasowy, lecz może mieć trwały wpływ na naszą przyszłość – przekonuje Birol. – Podjęcie tych kroków jest niezwykle ważne, ponieważ połączenie koronawirusa i niestabilnych warunków rynkowych może odwrócić uwagę decydentów politycznych, liderów biznesu i inwestorów od przejścia na czystą energię – ostrzega szef IEA.
Między czarnym a zielonym kierunkiem
Nie jest dziś jeszcze oczywiste, jak poszczególne kraje, pogrążone w kryzysie po przejściu pandemii, podejdą do kwestii klimatycznych. Choć wiele organizacji wskazuje na konieczność kontynuowania, a nawet przyspieszenia, działań w kierunku rozwoju zielonych inwestycji i zmniejszania szkodliwego wpływu na środowisko, to osłabione walką z koronawirusem kraje mogą przychylniej spojrzeć na energetykę węglową i dać impuls do budowy nowych mocy w tym obszarze. Tę opcję już rozważają Chiny, gdzie znajduje się 41 proc. światowych projektowanych i już budowanych nowych mocy węglowych. – Chiny i inne rządy mogą ulegać pokusie inwestowania w energetykę węglową, aby pomóc swoim gospodarkom w odzyskaniu sił po pandemii Covid-19, ale wiąże się to z ryzykiem związania się z wysoko kosztowną energetyką węglową, która podkopie globalne cele klimatyczne – ostrzega Matt Gray z Carbon Trackera, współautor raportu „Political Decisions, Economic Realities".