Czwartkowe publikacje danych o dynamice głównych światowych gospodarek wyraźnie wpłynęły na nastroje inwestorów pod koniec minionego tygodnia. Ale jasne było, że wieści nie będą dobre.
Gospodarka jest najważniejsza
W przypadku Niemiec sięgający 10,1 proc. po uwzględnieniu czynników sezonowych spadek PKB okazał się nieco gorszy niż oczekiwano, ale nie drastycznie gorszy (bez sezonowości spadek wyniósł 11,7 proc.). To jednak wystarczyło, by DAX poszedł w dół o 3,5 proc. Wymiar „kary" na giełdzie we Frankfurcie nie był wstrząsający, ale zdecydowanie pogorszył obraz i perspektywy rynku. Większość ekonomistów oczekuje poprawy koniunktury gospodarczej w drugiej połowie roku, ale inwestorzy chyba już te przewidywania przynajmniej częściowo zdyskontowali i teraz będą oczekiwać potwierdzenia tego optymistycznego scenariusza. W każdym razie w miniony czwartek trudno było na naszym kontynencie znaleźć parkiet, na którym indeksy szłyby w górę.
Z makroekonomicznego punktu widzenia z prawdziwym dramatem była informacja o spadku PKB Stanów Zjednoczonych o prawie jedną trzecią, ale było to nieco mniej, niż się spodziewano. Typowy dla Amerykanów optymizm i tym razem dał o sobie znać. S&P 500 zniżkował w czwartek o zaledwie 0,4 proc., Dow Jones nie zmienił swojej wartości, a Nasdaq Composite poszedł o 0,4 proc. w górę. Nic wielkiego się więc nie stało, domniemany podwójny szczyt na indeksach z Wall Street jest na razie traktowany pobłażliwie, więc strachu nie ma. Po dwóch tygodniach obaw i spadków, optymizm powrócił na giełdę w Chinach. Shanghai Composite wzrósł o 3,5 proc., powracając powyżej poziomu 3300 punktów. Lekko (o 1 proc.) zwyżkował też wskaźnik rynków wschodzących, jednak po raz kolejny nie udało mu się pokonać 44 punktów (ETF).
Czerwony czwartek na Książęcej
Choć czwartkowa sesja była fatalna na większości światowych giełd, to na naszym parkiecie była fatalna najbardziej. Co gorsza, najmocniej nie tracił indeks największych spółek, najbardziej wrażliwy na nastroje panujące w otoczeniu, ale potężne tąpnięcie miało miejsce także na szerokim rynku oraz w segmencie małych i średnich firm. Tak powszechny i silny atak niedźwiedzi musi dawać do myślenia, tym bardziej w kontekście informacji o ponadprzeciętnym od kilkunastu tygodni wzroście zainteresowania posiadaczy oszczędności giełdą i funduszami inwestycyjnymi. Wiele się mówiło, że to może być bardziej trwała tendencja, a tymczasem tak gwałtowny odwrót może być sygnałem ostrzegawczym. Indeks największy spółek spadł w czwartek o prawie 3,4 proc., a w skali czterech pierwszych sesji minionego tygodnia o 2,6 proc. To zdarzenie niepokojące potrójnie. Po pierwsze, ponieważ ma miejsce zaledwie kilka dni po tym, jak WIG20 usiłował atakować poziom 1900 punktów i wyrwać się górą z męczącego, trwającego od kilku tygodnie trendu bocznego. Po drugie, indeks z dużą łatwością spadł poniżej 1800 punktów, czyli poziomu, który można uznać za istotne wsparcie techniczne. Po trzecie wreszcie, że w czwartek zaliczył jeden z największych spadków spośród wskaźników giełdowych naszego kontynentu. To ostatnie stwierdzenie należy uzupełnić dwiema istotnymi informacjami. Mocniej niż WIG20 zniżkował niemiecki DAX oraz nasz wskaźnik szerokiego rynku, czyli WIG, który stracił niemal 4 proc., najwięcej od marcowej wirusowej paniki. Jedynym pocieszeniem jest utrzymanie się WIG minimalnie powyżej 50 tys. pkt. Co gorsza, silne spadki miały też miejsce w czwartek w segmencie małych i średnich spółek. mWIG40 zniżkował o 4,6 proc., najmocniej od czasów marcowej paniki, z impetem powracając poniżej 3600 punktów. Z technicznego punktu widzenia dramatu jeszcze nie ma, ale już 100 punktów niżej może dojść do testowania „siły" trwającego od dwóch miesięcy trendu bocznego, a większe kłopoty mogą się zacząć w okolicach 3200 punktów. Już teraz kłopoty rysują się w przypadku sWIG80. Indeks najmniejszych firm tąpnął w czwartek aż o 5,4 proc. i taką skalą spadku wyróżnia się na tle indeksów światowych. Powodów do niepokoju jest jeszcze kilka. Mocny, sięgający niemal 3 proc. spadek miał miejsce także w środę. Załamaniu z ostatnich dni towarzyszyły wyraźnie zwiększone obroty, najwyższe od prawie dwóch lat. Wcześniej indeks ten charakteryzował się niewielką zmiennością, która teraz zdecydowanie wzrosła. O ile spadki w pozostałych segmentach naszego rynku można przynajmniej po części tłumaczyć pogorszeniem się nastrojów w otoczeniu, o tyle w przypadku sWIG80 mamy do czynienia z negatywną zmianą nastawienia graczy lokalnych, którzy od kilkunastu tygodni byli tak chwaleni za wzrost aktywności na giełdzie. Te sygnały są dość mocno niepokojące.