Po poniedziałkowym mocnym wzroście, we wtorek kurs KGHM spadał o nawet 3,7 proc., do 106,5 zł – mimo, że miedź na LME dalej drożała. Wsparciem dla wyceny metalu – jak wskazuje Dorota Sierakowska, analityk surowcowy DM BOŚ - były dane o rekordowym imporcie miedzi do Chin w czerwcu, będącym efektem ożywienia w przemyśle po I fali korona wirusa. Do zakupów zachęcały też niskie notowania surowca.

W ostatnim czasie kurs miedzi rósł z powodu obaw o podaż: rośnie liczba zakażonych w Chile, a związkowcy w kopalniach grożą strajkami. KGHM ma w Chile dwa zakłady: dużą kopalnię Sierra Gorda (55 proc. udziałów w joint venture) i mniejszą – Franke.

- Na dziś kopalnie KGHM zlokalizowane w Chile prowadzą produkcję bez zakłóceń, realizują plan. Wdrożono wiele środków zapobiegających rozprzestrzenianiu się wirusa wśród pracowników. Obowiązuje wspólna procedura bezpieczeństwa, a każda kopalnia podejmuje niezależnie decyzje w jaki sposób prowadzi działalność w trakcie epidemii – relacjonuje Piotr Chęciński, dyrektor departamentu

komunikacji korporacyjnej KGHM. - Dla Chile przychody z produkcji miedzi to główne źródło dewiz, stąd górnictwo ma pełne wsparcie rządu dla kontynuowania działalności przy maksymalizacji środków ochrony - podkreśla.

Tymczasem Łukasz Prokopiuk, analityk DM BOŚ, uważa, że powrót cen miedzi powyżej 6 tys. USD za tonę jest zdumiewające. Niemniej biuro uważa, że akcje KGHM są przewartościowane, biorąc pod uwagę słabe przepływy pieniężne, problematyczny bilans i brak perspektywy na dywidendy. Zdaniem analityków, prędzej czy później rynek dostrzeże wysokie zadłużenie i to, że przepływy operacyjne w ostatnich latach zaledwie pokrywały wydatki inwestycyjne. Odtajniony dziś raport wydany był 6 lipca przy kursie 97 zł, cena docelowa w perspektywie 12 miesięcy to 56 zł.