Karol Godyń, Ipopema TFI: Powtórki lockdownu może już nie być

WYWIAD | KAROL GODYŃ z zarządzającym Ipopemy TFI rozmawia Andrzej Pałasz

Publikacja: 19.07.2021 05:53

Karol Godyń, Ipopema TFI

Karol Godyń, Ipopema TFI

Foto: materiały prasowe

Największy wpływ na rynki wywierają w ostatnich miesiącach odczyty inflacji, która od dłuższego czasu utrzymuje się na wysokim poziomie. Główne banki centralne, ale także NBP, przekonują, że z czasem ceny przestaną rosnąć w tak wysokim tempie. Jak długo to może potrwać?

Trzeba częściowo przyznać rację tym deklaracjom. Jeśli przyjrzymy się inflacji bliżej, okazuje się, że za dużą część wzrostu odpowiadają czynniki przejściowe albo regulacyjne, jak np. podwyżki cen prądu czy wywozu śmieci w Polsce. Z drugiej strony faktem jest, że mamy do czynienia z wysoką inflacją, która w Polsce jest znacznie powyżej celu banku centralnego i dużo powyżej poziomów, które notowane są w „normalnych" warunkach gospodarczych.

Inflacja ma to do siebie, że lubi się sama nakręcać, nie możemy jej bagatelizować i liczyć na szybkie ograniczenie dynamiki wzrostu cen. Niebawem pracownicy w związku z ostatnimi zwyżkami kosztów życia mogą zacząć żądać podwyżek, które im to zrekompensują. Zauważmy, że w Polsce inflacja już od dość dawna utrzymuje się na poziomach powyżej celu NBP. Od około 2017 r. ceny rosły w tempie około 2 proc., co brało się m.in. z sytuacji rynku pracy. Zatem nawet bez czynników nietypowych, które pojawiły się ostatnio, mielibyśmy do czynienia z naturalnym, ale istotnym wzrostem cen. Podsumowując, dla mnie inflacja jest dziś dużym czynnikiem ryzyka, który trzeba bacznie śledzić i nie bagatelizować sprawy, jak chciałyby banki centralne.

Część banków centralnych zdecydowała się już na ograniczenie skupu aktywów (QE). Kiedy podobną decyzję podejmie NBP?

QE to działania dużo mniej konwencjonalne niż sama zmiana stóp procentowych. Taki krok powinien pojawić się zatem na początku normalizacji polityki monetarnej, np. przy pierwszych, sygnałach podwyżek stóp procentowych. Na razie narracja NBP pozostaje bardzo twarda, choć jest to też element prowadzenia polityki pieniężnej. Jedyna siła, która mogłaby zmusić bank centralny do szybkiej reakcji, to załamanie kursu waluty.

Od pewnego czasu rentowność obligacji spada (ceny rosną), a jednocześnie indeksy akcji zwyżkują, a nawet wspinają się na nowe szczyty. Zwykle korelacja jest odwrotna. Tradycyjnie większą „wiarygodność" przyznajemy obligacjom?

Te zależności nie są rynkowymi prawidłami, choć rzeczywiście mają uzasadnienie teoretyczne. Ostatnio sporo się wydarzyło w temacie pandemii. Jeszcze trzy miesiące temu rynek był w pełni ukierunkowany na dyskontowanie absolutnego końca pandemii, co przełożyło się na zwyżki spółek tradycyjnych sektorów gospodarki i odstawienie na bok nowoczesnych firm. Teraz, gdy nowy wariant koronawirusa rozprzestrzenia się w Wielkiej Brytanii czy Izraelu, czyli krajach, gdzie duża część populacji się zaszczepiła, inwestorzy reflektują się i przepraszają się z technologicznymi spółkami. I choć oczekiwania co do zacieśnienia polityki monetarnej ostatnio często się zmieniają, to tak czy owak otoczenie rynkowe skłania do powzięcia ryzyka. Widać to bardzo wyraźnie na rynkach zachodnich i nieco mniej w Polsce. Nie jest też tak, że pieniądze z rynków długu do akcji przelały się raz i to koniec. Cały czas pojawia się nowy kapitał, który, opuszczając bezpieczne miejsca, podbija notowania akcji na głównych rynkach.

Drugi miesiąc z rzędu obserwujemy odpływy z krajowych funduszy obligacji. Klienci w końcu dostrzegli straty?

Dla mnie to zaskakujące, że odpływy z funduszy dłużnych pojawiły się dopiero teraz, bo np. spadki oprocentowania depozytów zauważono bardzo szybko. Niestety, duża część klientów dokonuje decyzji na podstawie historycznych stóp zwrotu, tymczasem jasne było, że warunki na rynku długu na początku roku były bardzo trudne. By fundusze dłużne mogły zarabiać, rentowność obligacji musiałaby dalej spadać, do absurdalnie niskich poziomów. Najwyraźniej po latach hossy klienci musieli zobaczyć na własne oczy korektę obligacji. Szkoda, że skończyło się to w wielu przypadkach stratami w horyzoncie półrocznym. Wycofywane pieniądze w głównej mierze wędrują na rynek nieruchomości, ale częściowo także do akcji.

Utrzymują się całkiem wysokie napływy do funduszy małych i średnich spółek. Widać też duży popyt w IPO, zatem zainteresowanie inwestorów indywidualnych polskimi akcjami nie gaśnie?

Inwestorzy indywidualni dali o sobie znać w zeszłym roku, zaraz na początku pandemii, interesując się najmocniej tzw. spółkami covidowymi. Napływ tej grupy widać po rosnących liczbach rachunków biur maklerskich oraz udziale w obrotach. To bardzo dobrze, bo w końcu nasz rynek się rozkręcił, pojawiła się świeża siła. Napływy do funduszy „misiów" pojawiły się nieprzypadkowo – od dłuższego czasu ich stopy zwrotu wyglądały bardzo zachęcająco. Wynik sWIG80 od początku roku jest ponad dwa razy wyższy od WIG20.

Zarządza pan m.in. funduszem Ipopema Aktywnej Selekcji o strategii absolutnej stopy zwrotu, który pojawił się w ofercie jesienią zeszłego roku i jest jednym z najsilniejszych w grupie. Jaki jest pomysł na ten fundusz?

Fundusz ma w portfelu akcje oraz obligacje i ma dużą swobodę, jeśli chodzi o strukturę. Nie jest powiązany z żadnym benchmarkiem, nie staramy się naśladować rynku, lecz działać po swojemu. Ostatnio zdecydowanie rynek pomaga, szczególnie część akcyjna. To rozwiązanie, które staramy się proponować klientom do niedawna zaangażowanym w bardziej ryzykowne fundusze dłużne, ale jednocześnie niegotowych na fundusz akcji. Jak wiadomo, rynek długu nie daje dziś takich szans, jak w poprzednich latach, więc trzeba zgodzić się na wyższą zmienność, by zarobić.

W portfelu na koniec 2020 r. nie znajdziemy jednak kontraktów terminowych, które zwykle są w funduszach absolutnej stopy zwrotu?

Strategię absolutnej stopy zwrotu realizujemy w sposób tradycyjny, dzięki mieszance akcji i obligacji w portfelu. Ryzyko regulujemy głównie alokacją w akcje, natomiast kontrakty terminowe mogą pojawić się w portfelu. Nie jest to jednak fundusz neutralny do rynku.

W składzie na koniec 2020 r. znajdziemy też kilka spółek zagranicznych, reprezentujących branżę lotniczą, która mocno ucierpiała w zeszłym roku. Dalej widzi pan w niej potencjał do zwyżek?

Wirus nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i rynek słusznie dokonuje teraz korekty w stronę nowoczesnych gałęzi gospodarki. Bardziej łaskawie patrzę na właśnie tego typu firmy i obawiałbym się przedsiębiorstw najbardziej eksponowanych na zagrożenie pandemii. Trzeba jednak pamiętać, że dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej niż np. rok temu, a ewentualne skutki rozwoju pandemii nie będą takie, jak wiosną poprzedniego roku. Szczepienia zmieniają zupełnie przebieg choroby, zatem reakcje władz, przy wzroście zakażeń, będą też inne. Może się nawet okazać, że nie będziemy mieć do czynienia z lockdownem. Tradycyjne spółki dalej będą zapewne kontynuowały ekspansję z racji tego, że dalej jesteśmy w czasie postpandemicznego odbicia, które na początku było bardzo dynamiczne, więc one też nie są z góry skazane na porażkę. Sporo wyjaśni się w ciągu najbliższego miesiąca, gdy poznamy wyniki finansowe po II kwartale.

CV

Karol Godyń odpowiada za inwestycje w akcje w Ipopemie TFI od czerwca 2019 r. Wcześniej pracował w Rockbridge TFI oraz Altus TFI. Przedtem przez blisko dwa lata zarządzał funduszami akcji Skarbca TFI.

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych