Nie jestem od zabawy w administrowanie

Z Mikołajem Budzanowskim, ministrem Skarbu Państwa, rozmawia Aneta Wieczerzak-Krusińska.

Aktualizacja: 16.02.2017 03:49 Publikacja: 28.12.2012 05:00

Nie jestem od zabawy w administrowanie

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Robił już pan podsumowanie na koniec roku, co się udało zrealizować, a czego nie? Zdecydowanie największym osiągnięciem było zakończenie negocjacji cenowych w sprawie rosyjskiego gazu. Po trwających wiele miesięcy rozmowach udało się nam wynegocjować znaczący upust oraz powiązać cenę z cenami rynkowymi, co fundamentalnie zmienia zasady, na jakich dostarczany jest gaz w kontrakcie. Efektem z jednej strony jest obniżka ceny tego paliwa – od 1 stycznia spadnie ona o 10 proc. na rachunku końcowym odbiorców indywidualnych, a z drugiej fakt, że dodatkowo zaoszczędzone pieniądze PGNiG będzie mógł przeznaczyć na inwestycje w nowe projekty prawie 3 mld zł w przyszłym roku. Spółka znacząco zwiększy zaangażowanie w poszukiwania gazu łupkowego. W tym zakresie zdołaliśmy usprawnić wiele procesów, które do tej pory prowadzone były zbyt wolno. Dzięki temu, dziś wiemy dokładnie, co chcemy osiągnąć do 2020 r. Podeszliśmy strategicznie do tematu wydobycia gazu i ropy. Skutkowało to zebraniem 5 mld zł na inwestycje w tym sektorze do 2015 r., czego jeszcze w 2011 r. nikt nawet sobie nie wyobrażał.

W przyszłym roku możemy oczekiwać ponad 15 odwiertów w poszukiwaniu gazu łupkowego, wykonanych przez PGNiG i Orlen.

Biorąc pod uwagę to, że do tej pory obie spółki wykonały łącznie dziewięć odwiertów od momentu uzyskania koncesji, jest to znaczący postęp. Orlen przejął dwie koncesje po ExxonMobil – Wołomin i Wodynie-Łuków (obie w okolicach Warszawy) i obecnie ma ich dziewięć.

Mimo spowolnienia gospodarczego, uruchomiliśmy w tym roku kilka strategicznych dla bezpieczeństwa energetycznego kraju inwestycji. Chodzi o budowę największej w Polsce elektrociepłowni gazowej w Stalowej Woli, a także rozbudowę elektrowni w Kozienicach i Opolu. Dzięki piątkowej decyzji w sprawie przyszłości Polimeksu, nowe bloki energetyczne mogą być budowane bez przeszkód. Zgoda na przejęcie akcji Polimeksu przez ARP zakończyła długą batalię o los spółki i realizowanych przez nią kontraktów. To projekt nie tylko opłacalny, bo pozwoli uzyskać zwrot z zainwestowanego kapitału. Zakończenie z powodzeniem restrukturyzacji finansowej potwierdza, że zaangażowanie państwa było uzasadnione.

Sprawnie poszła prywatyzacja. Na koniec roku będziemy mieli z tego tytułu blisko 9,2 mld zł. Uda się więc zrealizować tegoroczny plan w 92 proc.

Sporą kwotę, 7, 4 mld zł, zbierzemy też do końca roku z dywidend.

Udało się też w końcu zainicjować konsolidację sektora chemicznego...

To prawda. Ale cały czas szukam nowych prorozwojowych projektów dla polskiego przemysłu. Stąd pomysł ściślejszej współpracy sektora chemicznego i rafinerii. Przyszedł mi do głowy, kiedy analizowałem ujemny bilans polskiego handlu zagranicznego w zakresie produktów petrochemicznych. Dziś przekracza 7 mld euro, ale cały czas się pogłębia. Nie widzę powodów, dla których nowe potrzebne linie technologiczne nie miałyby powstać w Polsce, zmniejszając konieczność importu półproduktów dla zakładów chemicznych. Jednocześnie w Gdańsku mamy wiele atutów, które można wykorzystać. Po pierwsze, mamy wolny, przygotowany obszar inwestycyjny na terenie rafinerii Lotosu – miejsce na potężny plac budowy. Po drugie, po zakończeniu Programu 10 + spółka dysponuje jedną z najnowocześniejszych instalacji rafineryjnych w Europie, która będzie dostarczać wsad do petrochemii.

W końcu mamy dostęp do morza, a w niedługim czasie także nowe magazyny na ropę i substancje chemiczne w ramach realizowanego przez PERN terminalu w Gdańsku. Dlatego zainicjowaliśmy rozmowy między polską branżą chemiczną, czyli Grupą Azoty, a Lotosem, który jest właścicielem gruntu.

Chodziło też o podratowanie Lotosu?

Absolutnie nie. Po zakończeniu Programu 10+ przychody Lotosu wzrastają, więc spółka ma ustabilizowaną sytuację finansową. Poza tym, gdańska rafineria będzie mniejszościowym partnerem w tym konsorcjum ze względu na to, że nie ma pieniędzy na wkład gotówkowy.

Do spółki celowej wniesie głównie teren, a w przyszłości, jako wsad do instalacji – część swojej produkcji. To polska chemia będzie tu liderem, bo to ona sfinansuje projekt przy możliwym wsparciu zarówno kapitałowym, jak i dłużnym ze strony programu „Inwestycji polskich".

Chcemy zainteresować tym projektem wszystkie polskie spółki chemiczne, bo to dla nich nowe instalacje petrochemiczne będą wytwarzać półprodukty do tworzyw sztucznych. Jeśli dodatkowy partner okaże się potrzebny, to wtedy będziemy go szukać. Dziś nie ma takiej potrzeby.

Wygląda na to, że gdańska petrochemia jest tylko częścią układanki do szerszego planu...

To jest element budowy bałtyckiego okręgu przemysłowego. Chcemy w Gdańsku stworzyć taki ekonomiczny hub, gdzie obok rafinerii mamy dostęp do złóż węglowodorów już wydobywanych, ale także gdzie w przyszłości będą pozyskiwane jeszcze większe ilości gazu konwencjonalnego i niekonwencjonalnego. Do tego dojdzie budowany za około 740 mln zł nowy terminal PERN. W przyszłym roku chcemy też wraz z zarządem Morskiego Portu Gdańsk opracować nową strategię inwestycyjną dotyczącą lepszego wykorzystania dostępu do morza.

Dopiero co rozpoczęliśmy pracę nad tym dokumentem. Ma on odpowiedzieć na pytanie, jaki jest potencjał rozbudowy portu i które obszary infrastruktury portowej powinny być zmodernizowane, a jakie trzeba jeszcze wybudować. Będziemy to oceniać pod kątem tego, jakie produkty mogą być tą drogą transportowane za kilka lat. Myślimy bowiem o stworzeniu jednego z większych centrów przeładunkowych na terenie Morza Bałtyckiego. Chcemy wykorzystać rolę tranzytową Gdańska między północą i południem, ale też między tymi statkami, które wpływają od strony cieśniny duńskiej i płyną w kierunku dużych portów rosyjskich, zwłaszcza Primorska. Mamy ambicje, by gdański port znacznie zyskał na znaczeniu.

Instalacja petrochemiczna może liczyć na wsparcie z „Inwestycji polskich". Jakie jeszcze projekty dostaną wsparcie?

Przede wszystkim zaawansowane projekty wydobywcze na północy Polski, również te podmorskie, które prowadzi Grupa Lotos. Wsparcie mogą otrzymać też inwestycje dotyczące wydobycia węglowodorów konwencjonalnych, które ma PGNiG, a także spółki budujące elektrownie zarówno węglowe, jak i gazowe czy stawiające farmy wiatraków. O współfinansowanie mogą się też starać samorządy, a także firmy realizujące strategiczne projekty infrastrukturalne, jak gazociągi, magazyny gazu czy też sieci energetyczne. Na pieniądze z programu mogłyby liczyć inwestycje, takie jak nowy terminal naftowy PERN, bloki w elektrowni Jaworzno, Blachowni, a także w elektrociepłowni Katowice czy Włocławku, projektu Orlenu. Jako inwestycje przyczyniające się do rozwoju cywilizacyjnego kraju, z całą pewnością będą to dla nas priorytety.

Które spółki będą zabezpieczeniem dla finansowania programu?

Chcemy uniknąć takiej sytuacji. Będziemy raczej sprzedawać część udziałów w naszych spółkach strategicznych przez giełdę, a kapitał gromadzić w BGK i spółce inwestycyjnej. To one będą dystrybuować dalej te środki. Nie będzie potrzeby, żeby zabezpieczać się pod zastaw tych akcji.

W których spółkach będziecie uszczuplać swoje pakiety?

Na razie nie mogę tego powiedzieć, bo rząd nie zatwierdził jeszcze przyszłorocznego planu.

Wracając do podsumowań. Co się w tym roku nie udało?

Niefortunnie się stało z firmą LOT. Ale jednocześnie ta spółka od pięciu lat generuje straty, więc nie udało się tej sytuacji uniknąć.

Był pan zaskoczony prośbą o 1 mld zł byłego już prezesa LOT...

Oczywiście, bo już w lipcu, obserwując to, co dzieje się na rynku, zwróciliśmy się do zarządu z prośbą o aktualizację biznesplanu i opracowanie wariantów przeciwdziałania spadkowi sprzedaży. Mimo to, zarząd na październikowym posiedzeniu rady nadzorczej przedstawił optymistyczną prognozę, która zakładała zysk na koniec 2012 r.

Dlatego uważam, że zabrakło między nami szczerej komunikacji i powiedzenia sobie, że spółka jest w naprawdę trudnej sytuacji. Czasem lepiej jest powiedzieć sobie pewne rzeczy szczerze, niż mówić ciągle, jak jest wspaniale. Ale o tego typu sprawach trzeba było mówić dwa lata temu, a nie w ostatnim momencie.

Czy po tej sytuacji zapaliła się panu czerwona lampka, że trzeba przyjrzeć się temu, czy restrukturyzacja w innych waszych spółkach idzie zgodnie z planem i harmonogramem?

Rozpoczęliśmy ten proces we wrześniu właśnie po to, by przygotować wszystkie rady nadzorcze i zarządy 19 naszych kluczowych spółek do aktywnego prowadzenia restrukturyzacji.

Będziemy ich z tego rozliczać w I kwartale przyszłego roku. Nie chcę wtedy słyszeć tłumaczenia, że sytuacja rynkowa nie pozwoliła na sprzedaż jakiejś firmy. Skarb Państwa w 2012 r. sprzedał prawie 100 spółek, więc nikt nie może przyjść do mnie i powiedzieć, że nie znalazł zainteresowanego kupca.

Znów mogą polecieć głowy?

Nie jestem tu po to, żeby bawić się w administrowanie. Jeśli się na coś umawiam ze spółką, to chcę, by to było zrealizowane. Jak nie, to nie musimy razem pracować.

Jak ocenia pan restrukturyzację w Ciechu?

Bardzo pozytywnie. Zarząd poważnie podszedł do tej kwestii. Zamknął Zachem, czego nikt nie chciał od długiego czasu się podjąć.

Ale równocześnie nie można dopuścić do tego, że cała grupa podupada z powodu jednego zakładu. Czasem trzeba podjąć męską decyzję, choć jest ona trudna, bo trzeba zwalniać ludzi. Ale jak widać rynek dobrze ją przyjął, bo wartość spółki od tego czasu znacząco wzrosła, dziś cena akcji jest w okolicach 22 zł, a w sierpniu było to około 16 zł.

Zarząd Ciechu ma sprzedać zbędne aktywa, żeby Skarb Państwa mógł więcej dostać za swój pakiet akcji tej spółki. Czy planujecie sprzedaż przez giełdę, czy szukacie inwestora?

Nie wykluczamy żadnej ścieżki prywatyzacyjnej. Ten pakiet jest na sprzedaż i w przyszłym roku chcemy ten proces zakończyć.

A jeśli znalazłby się kupiec, to wolelibyście takiego z polskim czy zagranicznym kapitałem?

To nie ma absolutnie znaczenia. Nie mamy żadnej preferencji geograficznej. Przy oddawaniu kontroli oczekiwalibyśmy oczywiście nieco wyższej ceny niż wynika to z kursu. Ale ostatecznie wyceni to rynek, a my podejmiemy decyzję, czy się na to godzimy, czy nie.

Niektórymi aktywami sodowej grupy zainteresowane są Puławy...

Ciech jest w trakcie zaawansowanych prac związanych z czyszczeniem swojego ogródka. Nie zamierzamy blokować sprzedaży żadnej spółki wchodzącej w skład tej grupy, jak to miało miejsce w przeszłości. Liczy się czysty interes biznesowy.

Jaki chcecie mieć udział w powstającej Grupie Azoty?

Na razie trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, wszystko będzie zależało od tego, jak wielu akcjonariuszy Puław zamieni swoje akcje na akcje Grupy Azoty.

Dla nas najważniejsze jest, aby zabezpieczyć się przed kolejną próbą wrogiego przejęcia nad nowym skonsolidowanym podmiotem – nasze zaangażowanie w nowej połączonej spółce na pewno pozostanie na znaczącym poziomie.

Czy dostrzega pan ryzyko związane z niedotrzymaniem terminów w procesie konsolidacji Tarnowa i Puław. Komisja Europejską może np. nie wydać zgody w odpowiednim czasie i trzeba będzie zwołać kolejne walne?

Wolelibyśmy uniknąć takiej sytuacji. Liczymy, że KE wyda decyzję w odpowiednim czasie i termin 24 stycznia na zakończenie fuzji zostanie dotrzymany. Na razie nie mamy niepokojących sygnałów, że coś się opóźni.

Jak wyobraża sobie pan podział kompetencji w przyszłej grupie?

Puław nie można porównywać ani do Polic, ani do Kędzierzyna, które wcześniej zostały przejęte przez tarnowskie Azoty. Dlatego prawa obu grup na poziomie zarządu muszą być takie same. Nie wyobrażam sobie też takiej sytuacji, żeby jakieś decyzje były podejmowane wbrew strategii rozwojowej puławskich zakładów. To stawiam na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o sposób kontroli nad połączoną grupą.

Najlepszym modelem zarządzania byłby rozdział między tymi dwiema grupami kompetencji w zakresie produkcji wyrobów chemicznych, petrochemicznych i nawozów. Poszczególne zakłady przyszłej grupy powinny iść w kierunku pewnej specjalizacji.

Kogo namaści pan na prezesa grupy?

Decyzje personalne nie zostały jeszcze podjęte, dlatego za wcześnie na takie spekulacje. Ale wydaje mi się, że obaj prezesi potrafią się porozumieć. Głowa powstającej grupy będzie więc jedna w postaci całego zarządu, który wspólnie będzie podejmował decyzje.

Ale dyskusje przed podpisaniem umowy konsolidacyjnej były ponoć ożywione. Jak pogodzić dwie tak charyzmatyczne osobowości w jednym zarządzie?

To nawet dobrze. Procesy M&A zawsze budzą emocje. Wymagają też pewnej wrażliwości i elastyczności w podejściu po obu stronach, bo inaczej nigdy nie zakończyłyby się sukcesem. Obaj prezesi rozumieją, że nie ma alternatywy do tej fuzji, dlatego muszą się porozumieć.

Poza tym zbliżała się godzina 12 w nocy. Do tego czasu panowie zobowiązali się podpisać dokument, a to zawsze jest najlepszy motywator.

Stwierdził pan, że polska chemia powinna zacząć myśleć w kategoriach bardziej ambitnych projektów wartych miliardy, a nie miliony złotych. Czy są jeszcze jakieś pomysły oprócz petrochemii?

Kolejnym pomysłem są różnego rodzaju instalacje nawozowe i chemiczne, które powstaną w Tarnowie i Puławach. To inwestycje o trochę mniejszej skali niż projekt petrochemiczny, ale równie ważne.

Powstanie też elektrociepłownia gazowa w Puławach. Dzięki temu cztery spółki z grupy azotowej będą odbierać rocznie 3,5 mld m sześc. gazu.

Oczekuje pan zaangażowania się przez nie w projekty łupkowe. Czy spółki chemiczne mają po prostu gwarantować odbiór gazu, czy też finansować wydobycie?

Sektor chemiczny dziś musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy po pierwszych wynikach odwiertów na północy Polski, będzie chciał zaangażować się w te projekty. Tarnów i Puławy nie mają jeszcze spójnego stanowiska. Puławy już szukają możliwości zawarcia takiego porozumienia ze spółkami wydobywczymi i wchodzą w obszar badania pomysłów zagospodarowania w zakresie technologii szczelinowania.

Tarnów na razie mówi tylko o odbiorze gazu. Dlatego najpierw musi dojść do konsolidacji. Jeśli potem okaże się, że dzięki przystąpieniu do projektów wydobywczych otrzymają większy upust na zakup gazu, nie jest wykluczone, że obie spółki się w to zaangażują.

CV

Mikołaj Budzanowski ministrem skarbu jest listopada ubiegłego roku. Wcześniej przez ponad dwa lata był podsekretarzem stanu w tym resorcie odpowiedzialnym za nadzór nad strategicznymi spółkami w sektorze ropy i gazu oraz projektami dotyczącymi m.in. budowy terminalu LNG w Świnoujściu, wydobycia gazu łupkowego oraz rozbudowy infrastruktury do eksploatacji i przesyłu surowców energetycznych.

Gospodarka krajowa
Nie ma chętnych do władz PFR?
Gospodarka krajowa
Zagraniczne firmy już lepiej oceniają Polskę
Gospodarka krajowa
Kamil Sobolewski, Pracodawcy RP: Zbieramy żniwo niedostatku inwestycji
Gospodarka krajowa
Ponad 24 mld zł dziury w budżecie po I kwartale
Gospodarka krajowa
Inflacja w marcu. Dane GUS pokazują, że nie jest całkowicie pod kontrolą
Gospodarka krajowa
Prof. Maciej Bałtowski, UMCS: Euro to ważny motor integracji Europy