– Nasze prognozy pokazują, że w II połowie roku konsumpcja będzie stopniowo hamować – mówi „Parkietowi" Piotr Piękoś, ekonomista Pekao. Bank oczekuje, że w IV kwartale wzrośnie ona o 4,5 proc. rok do roku wobec 5 proc. na początku 2018 r. Przyszły rok może być jeszcze gorszy, ekonomiści szacują wzrost wyraźnie poniżej 4 proc.

Skąd takie prognozy? Bardzo rozczarowująca okazała się sprzedaż detaliczna we wrześniu. GUS podał, że była ona tylko o 3,6 proc. wyższa niż rok wcześniej, co jest najgorszym wynikiem od 2,5 roku. Tymczasem ekonomiści oczekiwali wzrostu na poziomie 6,2 proc. – Tak słabe wyniki sprzedaży za wrzesień można jeszcze jakoś wytłumaczyć, ale wpisują się one w całą serię innych sygnałów ostrzegawczych – zaznacza Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP. – Zatrudnienie rośnie coraz wolniej, a wzrost wynagrodzeń ustabilizował się. A to, wraz z inflacją, ogranicza dalszy wzrost siły nabywczej konsumentów – wyjaśnia.

– W przyszłym roku trzeba się liczyć z takimi wydarzeniami jak podwyżka cen energii dla gospodarstw domowych czy wejście w życie pracowniczych planów kapitałowych, które nieco uszczuplą wynagrodzenia netto Polaków – zauważa też Grzegorz Ogonek, ekonomista Santander Bank Polska.

Słabszy wzrost konsumpcji w połączeniu z pogorszeniem się kondycji światowej gospodarki oznacza też niższy wzrost PKB. Ekonomiści zaznaczają jednak, że dla Polaków to spowolnienie będzie mało odczuwalne. Słabsze wyniki mogą odnotować firmy głównie mające duży eksport.