Do wtorkowej sesji inwestorzy w Warszawie przystępowali z duszą na ramieniu. Nie dość, że początek tygodnia przyniósł spadki na GPW (WIG20 w poniedziałek stracił ponad 0,9 proc.), to jeszcze kolor czerwony zdominował notowania na Wall Street oraz na giełdach azjatyckich. Spadkowy początek dnia na rodzimym parkiecie był więc niemal pewny. I faktycznie WIG20 wtorek rozpoczął od przeceny. Na starcie stracił 0,5 proc.

Patrząc na niesprzyjające otoczenie można było jednak spodziewać się, że przecena będzie większa. Byki od samego początku pokazywały jednak, że nie zamierzają tanio sprzedawać skóry. Podaż sytuację kontrolowała w zasadzie tylko w pierwszej godzinie handlu. Potem nastroje się diametralnie odwróciły. Zamiast pogłębiającej się przeceny mieliśmy rajd popytu. Już po godz. 11 wskaźnik największych spółek naszego rynku wyszedł na trwałe na plus, a w połowie sesji zyskiwał blisko 1 proc. Tym samym był to najlepszy wynik w Europie. Byki nie zamierzały jednak spoczywać na laurach. Kolejny uderzenie popytu przyszło w drugiej części dnia, kiedy do gry weszli inwestorzy ze Stanów Zjednoczonych. Ci wzięli się za odrabianie poniedziałkowych strat co okazało się dodatkowym paliwem dla byków na naszym rynku. Pytaniem było więc nie "czy" tylko "ile" zyska WIG20. Ostatecznie indeks ten zyskał 1,5 proc. powracając tym samym powyżej poziomu 2300 pkt. Do końca dnia rodzimy indeks blue chips pozostał także najmocniejszy na Starym Kontynencie.

Łyżką dziegciu w beczce miodu po wtorkowej sesji jest postawa średnich i małych spółek. mWIG40 jeszcze starał się wyjść na plus. Ostatecznie jednak stracił 0,3 proc. Zdecydowanie gorzej wyglądała sytuacja w przypadku indeksu sWIG80. Tu doszło do kolejnej, mocnej przeceny. Wskaźnik małych spółek stracił 0,64 proc. pogłębiając tym samym tegoroczne minima. Obroty na GPW we wtorek przekroczyły 800 mln zł.