Zawracanie kijem rynku

Polityka blokowania i zakazywania ma u nas długą tradycję, ale najczęściej przynosi mizerne rezultaty.

Publikacja: 12.08.2019 05:00

Roman Przasnyski, analityk rynków finansowych

Roman Przasnyski, analityk rynków finansowych

Foto: materiały prasowe

Przysłowia o zawracaniu kijem Wisły i brukowaniu drogi do piekła dobrymi chęciami jak ulał pasują do tego, co regulatorzy fundują naszemu rynkowi kapitałowemu już od dłuższego czasu, nie spiesząc się jednocześnie z przygotowaniem oraz wdrożeniem strategii jego rozwoju i podchodząc do niej jak pies do jeża.

Jeśli jako symboliczny punkt narodzin polskiego rynku kapitałowego przyjąć datę pierwszej giełdowej sesji, niedługo stuknie mu 30 lat. Ten wiekowy już dziś startup, w fazie inkubacji działał w niemal zupełnej regulacyjnej próżni. Uchwalenie ustawy umożliwiającej powstanie rynku kapitałowego, w tym giełdy, miało miejsce zaledwie trzy tygodnie przed pierwszą sesją giełdową, która odbyła się 16 kwietnia 1991 r. Od tamtych czasów nasz rynek obrósł takim gąszczem przepisów, że przytłoczyły one możliwości jego dalszego rozwoju. Świadczy o tym spadek zarówno giełdowych debiutów, jak i aktywności inwestorów indywidualnych, mimo że większość regulacji wprowadzana była z myślą o zwiększeniu bezpieczeństwa i ochronie interesów tych ostatnich. Efekt jest taki, że inwestorzy „interesy" starają się robić gdzie indziej, w zależności od preferencji uciekając w gotówkę, lokaty bankowe i nieruchomości lub na platformy foreksowe, w kryptowaluty i crowdfunding oraz inne innowacyjne instrumenty finansowe, objęte znacznie mniejszym zakresem regulacji lub pozostające całkowicie poza ich zasięgiem.

Determinacja do ujmowania w ramy szczegółowych przepisów wszystkiego, co się da, to głównie domena organów Unii Europejskiej, choć nasze instytucje mają tu spore osiągnięcia, nie tylko w implementacji przepisów, ale wykazując się własną inicjatywą. Regulacyjny zapał zderza się z rynkowymi żywiołami, generującymi coraz to nowe pomysły, umykające dotychczas znanym schematom i standardom. To zaś powoduje frustrację, której efektem są zakazy i próby ograniczania swobody twórcom innowacyjnych, choć często wiążących się z ponadprzeciętnym poziomem ryzyka rozwiązań. W skali kontynentu przypomina to walkę z wiatrakami, a w naszych warunkach zawracanie kijem Wisły.

Polityka blokowania i zakazywania ma u nas długą tradycję, ale najczęściej przynosi mizerne rezultaty. A najgorsze jest to, że instytucje nadzoru nie dość wcześnie rozpoznają rzeczywiste zagrożenia lub nie mają odpowiednich narzędzi do ich skutecznego neutralizowania w uzasadnionych przypadkach. Czasem prowadzi to do paradoksów. Ponad 25 lat temu, będąc pracownikiem jednego z państwowych wówczas banków, miałem okazję uczestniczyć w projekcie wprowadzenia pierwszych w kraju opcji. Wówczas pomysł ten został przez regulatora zablokowany. Nieco później, po przejęciu owego banku przez inną komercyjną instytucję finansową, koncepcja powróciła w zmodyfikowanej formie warrantów opcyjnych. Sprawa ich oferowania trafiła do prokuratury. Mimo to kilka lat później, w warunkach zupełnej wolnej amerykanki, wprowadzone tylnymi drzwiami opcje walutowe sprowadziły na wiele polskich firm spore kłopoty, doprowadzając niektóre z nich do bankructwa.

To niejedyny przypadek nieskuteczności polityki zakazów i nadmiernie restrykcyjnego podejścia do finansowych innowacji, a jednocześnie niedostatecznie sprawnego działania mechanizmów prewencyjnych i wykrywających potencjalne zagrożenia. Sztandarowym przykładem są kredyty walutowe, w przypadku których nie tylko nie udało się powstrzymać lawinowego wzrostu zadłużenia, ale od kilku lat nie udaje się rozbroić wynikających z tego problemów i systemowego ryzyka. Nieco lepiej udało się rozwiązać kwestię polisolokat i odpowiedzialności za dystrybucję tego typu produktów, mającą charakter missellingu. Ale nastąpiło to także dopiero „po fakcie", mimo że znane były wcześniejsze problemy z tego typu produktami w innych krajach.

Problemy z opcjami, kredytami walutowymi, polisolokatami czy ostatnio obligacjami korporacyjnymi wydają się błahe, w porównaniu z większością innowacyjnych i wykorzystujących nowe technologie instrumentów finansowych. Nie poddają się one tak łatwo ani regulacjom, ani kontroli. Instytucje oferujące obrót kryptowalutami, kontaktami CFD czy platformy crowdfundinowe ratują się przed ograniczeniami ucieczką do krajów o łagodniejszej jurysdykcji, ale pewnie są w stanie poradzić sobie także innymi metodami w skali globalnej. Wydaje się więc, że obecnie głównym problemem regulatorów jest taka zmiana filozofii działania, która pozwoli na rozwój finansowych innowacji, przy jednoczesnym rozsądnym poziomie ich formalizacji i zachowaniu zasad bezpieczeństwa inwestorów. Na razie wydaje się, że droga do tego daleka.

Felietony
Ile odliczać?
Felietony
Zbieranie danych do ESRS-ów
Felietony
Nowa epoka w prospektach?
Felietony
Altcoiny – między potencjałem a ryzykiem
Felietony
Dyskretny urok samotności
Felietony
LSME – duże wyzwanie dla małych spółek