Metalowe mody

Metale w ostatnich miesiącach co jakiś czas przykuwają uwagę mediów. Ostatnie tygodnie to przede wszystkim pallad, którego cena sięgała poziomów najwyższych w historii. Wcześniej w mediach dostrzegano m.in. kobalt i lit, a w przyszłości być może uwaga skupi się na nowo na platynie.

Publikacja: 04.02.2019 06:00

Tomasz Świderek publicysta ekonomiczny

Tomasz Świderek publicysta ekonomiczny

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Znaczącym konsumentem tych czterech metali jest motoryzacja. Pallad i platyna wykorzystywane są w katalizatorach aut z silnikiem spalinowym. Kobalt i lit są dziś niezbędne do produkcji baterii napędzających samochody elektryczne.

W ub.r. motoryzacja kupiła rekordową ilość palladu – 8,5 mln uncji. Wzrost popytu motoryzacji na pallad może, ale nie musi, się utrzymać. Utrzymująca się wysoka różnica ceny między nim a platyną może sprawić, że koncerny motoryzacyjne znów zaczną w katalizatorach stawiać na platynę. Ta w latach 2007–2017 była droższa od palladu. Oczywiście nic nie stanie się z dnia na dzień. Od podjęcia decyzji o powrocie do platyny do uruchomienia produkcji minie – w ocenie analityków – od 18 do 24 miesięcy. Gdzieś wcześniej dostawcy katalizatorów zaczną kupować platynę.

O tym, jak rzeczywistość ma się do prognoz, dobrze opowiadają ceny litu. Bez tego lekkiego białego metalu trudno dziś sobie wyobrazić rewolucję samochodów elektrycznych. Wizja kolejnych milionów EV opuszczających fabryki samochodów spowodowała z jednej strony kilkunastomiesięczny, trwający do marca ub.r., wzrost cen litu, a z drugiej skłoniła producentów metalu do zwiększania wydobycia i mocy produkcyjnych. Konsumenci – koncerny motoryzacyjne i producenci baterii – zadbali zaś o długoterminowe kontrakty. W efekcie w ub.r. podaż – co nie było oczekiwane w większości prognoz z lat 2016–2017 – wyraźnie przewyższyła popyt i cena litu poszła w dół. Według aktualnych oczekiwań taki stan rzeczy utrzyma się do 2022 r., a ostre niedobory białego metalu pojawią się trzy lata później.

Cena kobaltu zachowuje się podobnie jak cena litu. Po ubiegłorocznym marcowym historycznym szczycie metal mocno staniał. Nadal jest droższy niż przed trwającą kilkanaście miesięcy hossą, a prognozy mówią, że i w tym roku będzie taniał.

Jest jeszcze jeden metal, który w ostatnim czasie zwrócił na siebie uwagę. To uran, który w 2018 r. należał do metali przynoszących najwyższe zyski. Od kwietniowego dna do końca ub.r. można była na nim zarobić ponad 40 proc. Na przełomie tego i poprzedniego roku jego cena ustabilizowała się na poziomie nieco poniżej 30 dolarów za funt. Jest najdroższy od wiosny 2016 r., a analitycy są zdania, że dalszy wzrost jest nieunikniony. Przewidują, że w 2023 r. uran może kosztować 50–60 dolarów za funt. Jeśli te prognozy się sprawdzą, metal nadal nie będzie rekordowo drogi.

Uran taniał od 2011 r., czyli od awarii elektrowni atomowej w Fukushimie. Awaria spowodowała odwrót od energetyki jądrowej m.in. w Japonii i Niemczech, co dało sygnał do spadku cen w transakcjach natychmiastowych. Tymczasem rynek uranu zdominowany był przez długoterminowe w wielu wypadkach zapadające dopiero w końcu dekady kontrakty, co powodowało, że producenci nie ograniczali wydobycia.

Wiosną ub.r. cena uranu ruszyła w górę nie bez powodu. Po pierwsze, część kopalń zaczęto zamykać, a inne ograniczyły produkcję. Kanadyjski producent Cameco, który zamknął dwie kopalnie, by pokryć pozycje w długoterminowych kontraktach, zaczął kupować metal w transakcjach natychmiastowych. Tak samo będzie robił w tym roku. W ocenie analityków Cameco w tym roku z tego powodu będzie musiało kupić od 9 mln do 11 mln funtów uranu.

Drugi fundamentalny powód to wyraźny sygnał z Chin, że rząd zamierza obok energetyki odnawialnej rozwijać także energetykę atomową. W Państwie Środka działają 42 reaktory, 19 jest w budowie, a kolejnych 41 jest w planach. W planach są też elektrownie atomowe w innych krajach, w tym także w Polsce. I od realizacji tych planów będą zależały ceny uranu. Jeśli zostaną zrealizowane, to do 2035 r. popyt na uran może wzrosnąć o 44 proc.

Trzecim powodem wzrostu była spekulacja. Hedge funds po latach przerwy na nowo zainteresowały się metalem. Gdy zrobiły to poprzednim razem, w 2007 r. cena uranu doszła do rekordowego poziomu 136 dolarów za funt. Gdy po kryzysie z 2008 r. wycofały się z rynku, kurs runął.

Tomasz Świderek publicysta ekonomiczny

Felietony
Nowa epoka w prospektach?
Felietony
Altcoiny – między potencjałem a ryzykiem
Felietony
Dyskretny urok samotności
Felietony
LSME – duże wyzwanie dla małych spółek
Felietony
Złoty wciąż ma potencjał do aprecjacji, ale w wolniejszym tempie
Felietony
Jak wspominam debiut WIG20