Mamy trochę odłożone, ale na ogół za mało

Równowartość co najmniej sześciu swoich miesięcznych wydatków powinniśmy trzymać na odrębnych kontach lub np. w obligacjach skarbowych, by móc poradzić sobie w kryzysowych sytuacjach. Nie są to pieniądze na inwestycje. Powinny być ulokowane bezpiecznie. I muszą być łatwo dostępne.

Publikacja: 24.10.2020 20:32

Mamy trochę odłożone, ale na ogół za mało

Foto: Archiwum

Po pandemii 83 proc. Polaków zamierza oszczędzać, w tym blisko 20 proc. spośród tych, którzy nie planowali tego wcześniej. 40 proc. planuje wreszcie gdzieś wyjechać na wypoczynek, a 80 proc. uważa, że będzie częściej niż dotychczas poruszać się samochodem. 60 proc. deklaruje chęć korzystania z prywatnej opieki medycznej. Tak wynika z raportu „Jaka będzie Polska po epidemii?" przygotowanego przez Instytut Badań Zmian Społecznych na zlecenie portalu ZmianySpoleczne.pl.

Jeśli chodzi o oszczędzanie, to niemal co piąty badany chce odkładać więcej niż przedtem. Wśród 30-latków zamierza tak zrobić prawie co trzecia osoba. Najmniej liczną grupą z podobnym postanowieniem są ludzie, którzy ukończyli już 70 lat. Częściej o oszczędzaniu myślą kobiety niż mężczyźni. Jedna piąta ankietowanych twierdzi, że zrezygnuje z zaciągania kredytu, bo woli wolne środki odkładać niż przeznaczać na spłatę zadłużenia. Najwyższy odsetek Polaków prezentujących taką postawę mieszka w małych miastach.

Rzecz jasna deklaracje nierzadko rozmijają się z rzeczywistością. Tym razem rozdźwięk ten może okazać się jeszcze większy niż zwykle – pandemia i kryzys gospodarczy, z którym wiąże się ryzyko utraty pracy oraz dochodów, mogą pokrzyżować plany. Ale z drugiej strony właśnie w takiej sytuacji szczególnie doceniamy korzyści z posiadania oszczędności. I to może wyjaśniać, dlaczego teraz robimy mocne postanowienie, że w przyszłości zaczniemy więcej odkładać.

Najczęściej jedna lub trzy miesięczne pensje

Międzynarodowe badanie „Finansowy Barometr ING" pokazuje, że posiadanie oszczędności deklaruje ponad dwie trzecie Polaków. Taki wskaźnik utrzymuje się od 2015 r. Wcześniej dochodził najwyżej do 50 proc.

Odłożone sumy nie są wielkie. Większość ankietowanych twierdzi, że dysponuje równowartością jednej–trzech miesięcznych pensji netto, choć stopniowo przybywa osób wskazujących, że jest to sześć, a nawet 12 pensji. Ci, którzy w ogóle nie mają oszczędności, często tłumaczą to brakiem wystarczających dochodów (68 proc. według badania ING) albo pojawieniem się spontanicznych czy nieoczekiwanych wydatków (w sumie 21 proc.).

Reklama
Reklama

Dane te pokrywają się z wynikami badań Unum Insight. Według nich Polacy najczęściej mają odłożone pieniądze na pokrycie maksymalnie trzymiesięcznych wydatków (38 proc. ankietowanych), a jednej czwartej respondentów oszczędności wystarczyłyby na okres krótszy niż miesiąc. Zaledwie 15 proc. badanych ma środki pozwalające pokryć wydatki przez okres dłuższy niż sześć miesięcy.

Skąd Polacy wzięliby pieniądze, gdyby znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji? Ankietowani przez Unum Insight wskazywali najczęściej na oszczędności (28 proc.), potem na polisę na życie (25 proc.) oraz pożyczkę od przyjaciół lub krewnych (18 proc.).

A jaką kwotą trzeba by dysponować, żeby czuć się bezpiecznie pod względem finansowym? Większość ekspertów jest zdania, że powinna to być suma odpowiadająca co najmniej półrocznym wydatkom danej osoby. Zróbmy więc bardzo uproszczone wyliczenia.

Załóżmy, że Piotr potrzebuje na stałe opłaty i utrzymanie 3 tys. zł miesięcznie. Każdego miesiąca jest w stanie odłożyć 500 zł. Zatem żeby oszczędności wystarczyło mu na pół roku, powinien odłożyć 18 tys. zł, a taką kwotę będzie zbierał przez trzy lata.

Obecna sytuacja finansowa Adama jest niezła, bo ma stosunkowo duże dochody, ale jednocześnie – z powodu obciążenia spłatą kredytu – jego miesięczne wydatki sięgają 6 tys. zł. Zaoszczędzić może najwyżej 500 zł miesięcznie. W takiej sytuacji zgromadzenie 36 tys. zł (co pozwoliłoby przeżyć przez sześć miesięcy) zajmie aż sześć lat. Zwiększenie odkładanej co miesiąc sumy do 2 tys. zł skróciłoby ten okres do półtora roku.

Najpierw fundusz awaryjny

Tworzenie poduszki finansowej nie jest więc zadaniem łatwym. Trzeba na to poświęcić sporo czasu. Niekiedy potrzebne są wyrzeczenia. Ale to się naprawdę opłaca. Poza poczuciem zabezpieczenia na czarną godzinę zyskujemy przeświadczenie, że skoro potrafiliśmy zgodnie z planem zgromadzić założoną sumę, to i realizacja innych planów jest w zasięgu naszych możliwości.

Reklama
Reklama

Marcin Iwuć, autor bloga „Finanse bardzo osobiste" radzi, żeby zacząć od stworzenia małego funduszu awaryjnego w wysokości np. około 2000 zł i tę kwotę zdeponować na oddzielnym koncie oszczędnościowym. Przyda się w razie nieprzewidzianych wydatków. A jednocześnie będzie podstawą do zbudowania pełnej poduszki bezpieczeństwa w wysokości co najmniej sześciomiesięcznych wydatków.

Zadaniem poduszki finansowej jest chronienie nas i naszej rodziny przed kłopotami w razie utraty pracy, konieczności zawieszenia działalności gospodarczej (tak jak było w czasie lockdownu) czy w przypadku dużych, niespodziewanych wydatków, które mogłyby wpędzić nas w długi i zrujnować domowy budżet. Te oszczędności nie są więc przeznaczone na inwestycje. Jeśli chcemy inwestować na rynkach kapitałowych, powinniśmy stworzyć na ten cel odrębny fundusz. Co więcej, rozsądnie byłoby, gdybyśmy na zakup akcji czy jednostek funduszy operujących na giełdach przeznaczyli tylko część kapitału. Pozostała część portfela inwestycyjnego powinna być ulokowana stosunkowo bezpiecznie.

A co zrobić z pieniędzmi traktowanymi jako poduszka finansowa? Przede wszystkim należy założyć, że sumy te muszą być ulokowane bezpiecznie (poduszka, której wartość zmienia się w zależności od notowań indeksów giełdowych, z pewnością nie miałaby sensu). Poza tym środki muszą być łatwo dostępne, tak by można było po nie sięgnąć w razie potrzeby.

Przy takich założeniach możliwości jest w zasadzie niewiele: depozyt bankowy lub konto oszczędnościowe, obligacje skarbowe, ewentualnie bezpieczny fundusz inwestujący na rynku pieniężnym. Niestety, żadna z tych opcji nie zapewni nam teraz zachowania wartości kapitału (po uwzględnieniu inflacji i 19-proc. podatku od dochodów kapitałowych).

Bezpiecznie, ale z realną stratą

Na koniec września 2020 r. średnie oprocentowanie lokat oferowanych przez banki indywidualnym klientom wynosiło według danych NBP 0,5 proc., ale w największych bankach stawki sięgają najwyżej 0,1 proc. Natomiast ceny towarów i usług konsumpcyjnych wzrosły we wrześniu o 3,2 proc. (rok do roku).

Co prawda, zakładając teraz lokatę, powinniśmy jej oprocentowanie odnosić do wskaźnika wzrostu cen w momencie wycofywania pieniędzy z banku. Sytuacja może się więc trochę poprawić, jeśli zgodnie z prognozami NBP inflacja zacznie hamować.

Reklama
Reklama

Klienci właściwie przestali interesować się depozytami terminowymi oferowanymi przez banki. Wolą trzymać pieniądze na kontach osobistych i rachunkach oszczędnościowych. Też nie przynoszą one zysków, ale przynajmniej środki są łatwo dostępne.

Obligacje też zapewniają płynność

Wbrew pozorom płynność naszym oszczędnościom zapewnimy też, przeznaczając je na zakup obligacji skarbowych. Nie powinniśmy się zrażać stosunkowo długimi terminami do wykupu; oprócz papierów trzymiesięcznych mamy do wyboru dwu-, trzy-, cztero- i dziesięcioletnie (dodatkowo dla beneficjentów programu Rodzina 500+ są sześcio- i 12-letnie). W razie potrzeby dowolną liczbę obligacji można zgłosić do przedterminowego wykupu. Wtedy wartość narosłych odsetek jest pomniejszana o stałą opłatę (w przypadku obligacji trzymiesięcznych odsetki nie są naliczane).

Oprocentowanie papierów oszczędnościowych sprzedawanych w październiku 2020 r. wynosi od 0,5 proc. w skali roku (trzymiesięczne) do 1,7 proc. (dziesięcioletnie). Nawet na 2 proc. mogą liczyć kupujący obligacje rodzinne. ¶

Warto mieć zapasy na czarną godzinę

Z badań wynika, że większość z nas nie kwestionuje potrzeby odkładania pieniędzy na czarną godzinę czy ubezpieczania się na życie. Co więcej, ponad dwie trzecie deklaruje, że tak właśnie postępuje. Mniej optymistyczne są odpowiedzi na pytania, ile faktycznie udało się zaoszczędzić do tej pory. Mamy tu wiele usprawiedliwień: za mało zarabiamy, oprocentowanie w bankach jest niemal zerowe, a ryzyko na rynku kapitałowym – wysokie, co zniechęca do wszelkich inwestycji. Eksperci radzą jednak, aby odkładać stałą, choćby niewielką część zarobków niezależnie od ich wysokości i niezależnie od opłacalności lokat.

Inwestycje
Ubezpieczenie D&O w kontekście sporu ubezpieczeniowego
Inwestycje
Podział zysku w kontekście normatywnym i wedle preferencji akcjonariuszy spółek publicznych
Inwestycje
Emil Łobodziński, BM PKO BP: Korekta tak, ale nie zatrzyma ona hossy
Inwestycje
Kamil Szymański, Trade Republic: Walczymy z mitami, a nie z konkurencją
Inwestycje
Piotr Poddębniak, DM Navigator: Hossa w zbrojeniówce trwa
Reklama
Reklama