Koszt pieniądza podniesiono w czwartek o 50 pkt baz., mieszcząc się w granicach rynkowej prognozy. Zapowiedziano również dalszą normalizację polityki monetarnej, mając na względzie średnioterminowy cel inflacyjny w wysokości 2 proc. Było więc gorąco, a powody do niepokoju mieli przede wszystkim zmagający się już obecnie z pożarami innej natury Włosi czy Grecy. Z tego prawdopodobnie względu, aby nie dolewać oliwy do ognia, zapadła również decyzja o wprowadzeniu dodatkowego narzędzia, które pozwoliłoby potencjalnie ostudzić nastroje południowców. Program TPI, bo o nim mowa, miałby na celu warunkowany określonymi kryteriami skup obligacji celem stabilizowania referencyjnego poziomu oprocentowania długu w danym regionie. W efekcie EBC podejmie jednak dość ostrożną walkę z inflacją, próbując przy tym przygaszać możliwe ogniska zapalne, które pozostawione bez kontroli mogłyby potencjalnie doprowadzić do recesyjnej pożogi. Na ten moment wydaje się, że dla Europy status quo ante w zakresie taniej współpracy energetycznej jest wątpliwy, a to oznacza, że do czasu zbudowania realnej alternatywy inflacja może jednak pozostawać na podwyższonych poziomach, i to niezależnie od działań banków centralnych. Jak wysoko wobec tego postanowi wznieść się EBC na świeżo doklejonych woskiem, jastrzębich piórach? Tego nie wie nikt, jednak każdy słyszał o tym, jak kończyć może się tego typu historia.