Wcześniej agencje pisały o tym, że Donald Trump szuka możliwości wyłączenia produktów Apple'a spod wyższych stawek celnych. Portal SCMP przywołuje też słowa Trumpa, który stwierdził, że deal z Chinami nie został do tej pory zawarty dlatego, że władze w Pekinie nie zgodziły się pójść na takie ustępstwa, jakie on by chciał widzieć.
Reasumując – plotka o możliwym odroczeniu grudniowych ceł nieco poprawiła nastroje na rynkach, gdyż to właśnie obawy przed ich podwyżką, która byłaby zapowiedzią kolejnej odsłony wojny handlowej, budziły strach wśród inwestorów, a nie to, że strony zwlekają z parafowaniem „papierowego" porozumienia. Niemniej to wszystko zaczyna przypominać swoistą telenowelę, która już trwa, a nazywa się Brexit. Można sobie wyobrazić, że Trump mając świadomość, że nie zmusi Chińczyków do przejścia do bardziej zaawansowanych negocjacji (faza druga, czy też trzecia porozumienia), będzie zwlekał ze złożeniem podpisu, licząc cały czas na to, że pogarszająca się sytuacja gospodarcza Chin, skłoni władze w Pekinie do ustępstw. Niemniej tu może się mocno przeliczyć.
Ta teza dobrze jednak wpisuje się w to, dlaczego Amerykanie nie upublicznili informacji o wysłaniu zaproszenia do rozmów na wysokim szczeblu przez Chińczyków jeszcze w zeszłym tygodniu i do tego się nie ustosunkowali, oraz coraz wyraźniejsze różnice w tym, co mówi się nieformalnie dziennikarzom, a oficjalną linią zapewniającą, że rozmowy idą w „dobrym kierunku".
Problem jednak w tym, czy Donald Trump nie straci swojej wiarygodności w oczach Chin (no chyba, że już ją stracił czas temu). Sygnał, że nałożenie bolesnych ceł może być odwlekane w czasie, będzie wykorzystany przez Chiny do gry na czas aż do wyborów w listopadzie 2020 r.
Dla rynków finansowych to jednak na dłuższą metę mało komfortowa sytuacja. Niepewność, co do losów porozumienia pomiędzy USA, a Chinami nie pomoże globalnej gospodarce, która mierzy się z ryzykiem wyraźniejszego spowolnienia.