W piątek dolar odbija na szerokim rynku, chociaż w czwartek jeszcze nieco tracił w ślad podbiciem indeksów na Wall Street w stronę nowych szczytów - kontrakty na S&P500 na chwilę naruszyły poziom 4100 pkt. - oraz spadkiem rentowności amerykańskich obligacji (dla papierów 10-letnich zjechaliśmy do 1,62 proc. Wpływ na to miały słowa szefa FED, którego "gołębie" komentarze akurat przypasowały rynkom. Tyle, że Jerome Powell nie powiedział nic nowego - bronił dotychczasowej polityki podkreślając, że obserwowane przyspieszenie inflacji jest zjawiskiem przejściowym, a FED musi wspierać ożywienie gospodarcze. Dodał jednak, że gdyby miało być inaczej, to FED ma narzędzia pozwalające mu kontrolować inflację.
Dzisiaj rentowności powróciły w okolice 1,67 proc., wymazując cały wczorajszy spadek (dla papierów 10-letnich). Może być to sygnał, że obserwowany w ostatnich dniach ich spadek mógł być tylko krótką korektą. Biorąc pod uwagę to, że wątek podwyżki podatków może się ciągnąć za sprawą politycznych uwarunkowań, inwestorzy za chwilę będą musieli liczyć sie z tym, że zapowiadane wydatki infrastrukturalne prezydenta Bidena zostaną okupione wyższym deficytem. Będzie to argument za dalszymi zwyżkami rentowności, ale nie koniecznie silnym dolarem. Tym samym korelacja będzie zerwana, chociaż nie zobaczymy tego od razu - ten proces nieco potrwa.
Na Wall Street indeksy ustanowiły nowe szczyty, ale dynamika ruchu jest niewielka. Tak zwane wzrosty "na siłę" są później szybko korygowane. Kontrakty na indeks S&P500 osuwają się dzisiaj w dół po tym, jak w nocy ustanowiły szczyt przy 4101,90. Słabsze nastroje widać w Azji po tym, jak inflacja PPI w Chinach wypadła w marcu powyżej oczekiwań (4,4 proc. r/r), co może nasilać obawy, co do ewentualnych działań decydentów w Ludowym Banku Chin. To jednak tłumaczy też dlaczego juan nie jest dzisiaj nazbyt słaby.
Jeżeli rentowności obligacji będą dzisiaj dalej podbijać w górę, a Wall Street osunie się w dół (kluczowy techniczny poziom na S&P500 mogący prowokować do większej korekty to rejon 4072 pkt.), to dolar może pozostać silny. W grupie najsłabszych walut są dzisiaj Antypody (co potwierdza też ich kiepską pozycję w ostatnich dniach), oraz korona norweska, dolar kanadyjski, oraz funt.
OKIEM ANALITYKA - czas na podbicie dolara i osłabienie złotego?
Pierwsza dekada kwietnia jest już za nami. Przyniosła ona osłabienie dolara na globalnych relacjach, chociaż pojawiły się wyjątki i nieraz zaskakujące, jak chociażby funt. Pretekstem był m.in. schemat z rynku długu i giełd (spadające rentowności i rosnące indeksy na Wall Street), który w połączeniu z sygnałami zdyskontowania dobrych danych z USA (reakcja dolara po świetnym NFP sprzed tygodnia), dało pretekst do odreagowania innym walutom. W przestrzeni G-10 skorzystało na tym przede wszystkim euro, z którego szybko zszedł nadmierny pesymizm obserwowany w końcu marca. I być może wspólna waluta jeszcze pokaże swoją siłę, zwłaszcza, że jest jeszcze co dyskontować (proces szczepień i odmrażanie gospodarek), a EBC może nie być tak zdeterminowany do kontrolowania rentowności europejskich obligacji, na co wskazały wczorajsze zapiski z marcowego posiedzenia. Niemniej najbliższe dni mogą upłynąć pod znakiem wzrostowej korekty dolara. Akceleratorem wobec innych rynków mogą być wspomniane rentowności (jeszcze przez jakiś czas), a to za sprawą spodziewanych odczytów inflacyjnych z USA - dzisiaj o godz. 14:30 PPI, a we wtorek CPI. Dane powyżej oczekiwań mogą nasilić pytania o politykę FED i wiarygodność ostatnich słów Jerome Powella, że odbicie inflacji będzie przejściowe. Wątek wyższych rentowności może pchnąć w dół Wall Street (zwłaszcza wrażliwego na nie Nasdaq-a) i podbić dolara.