Efektem była spora zmienność i zejście na drugi plan czynników działających w dłuższym okresie.
Na rynku amerykańskich obligacji rentowność obligacji 10-letnich jest na poziomie z początku miesiąca. Wygląda na to, że rynek wszedł w stan równowagi, przynajmniej na jakiś czas, a dynamiczny wzrost rentowności z początku roku uznaje za dostatecznie dyskontujący to, co będzie się działo w najbliższym czasie w gospodarce. Oczywiście Fed jest w stanie wybić rynek z tej równowagi, przesuwając retorykę w stronę „taperu".
Odmiennie wygląda sytuacja w Europie. Tu, mimo spadków rentowności pod koniec zeszłego tygodnia, są one o prawie 10 pkt baz. wyższe niż na początku miesiąca. Przyglądając się spreadom obligacji krajów peryferyjnych strefy euro, które spadły od początku miesiąca, widzimy, iż motorem wzrostu rentowności jest raczej słabnący bund.
Na rynkach wschodzących karty rozdawał dolar. Indeks walut wschodzących umocnił się i dzięki temu najwyższe stopy zwrotu przynosiły obligacje EM emitowane w walutach lokalnych, indeks obligacji EM w walutach twardych praktycznie nie zmienił wartości. Jeśli chodzi o amerykańskie obligacje korporacyjne, to spadek rentowności treasuries dał zarobić posiadaczom obligacji firm o ratingu inwestycyjnym.