W ocenie Bruno Duthoit, prezesa Orange Polska, ceny w aukcji są bardzo wysokie i jeśli sięgną poziomu stanowiącego limit grupy, Orange grę zakończy. – Zawsze można rozważyć alternatywę w postaci większych inwestycji w sieć poprzez zagęszczanie infrastruktury korzystającej z częstotliwości 1800 MHz czy ewentualnie 2100 MHz – ocenił Duthoit.
Firma widzi niedociągnięcia procedury i ryzyka związane z kończącym ją (115. dnia, czyli w piątek) rozporządzeniem Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji, ale, jak ocenił prezes, nie są to powody do unieważniania aukcji ani do wycofywania się z niej. – Szanujemy innych, szanujemy naszą konkurencję i szanujemy władze. To powód, dla którego jesteśmy mniej „medialni" niż nasi konkurenci oraz partnerzy wypowiadający się o aukcji LTE. To jednak nie znaczy, że nie mamy zastrzeżeń do toczącego się procesu – powiedział Duthoit.
Proszony o szczegóły wymieniał: – Po pierwsze, oferty składane w aukcji nie są wiążące. Po drugie, aukcji nie poprzedziła weryfikacja wiarygodności uczestników, szczególnie pod względem ich możliwości finansowych. Po trzecie – i to już uwaga dotycząca rozporządzenia MAiC – z powodów czysto statystycznych (we wprowadzanej przez dokument dodatkowej rundzie, gdzie oferty składane są w kopertach – red.) uczestnik, który wcześniej przestał aktywnie licytować jeden z bloków częstotliwości, będzie w gorszej sytuacji niż gracze, którzy składali oferty na dany blok przez cały czas. I to ryzyko też nas dotyczy – ocenił Duthoit.
Orange zwrócił się do Urzędu Komunikacji Elektronicznej i MAC o interpretację rozporządzenia. – Rozporządzenie zawiera punkty, które naszym zdaniem mogą być interpretowane na różne sposoby. Chodzi o kwestie techniczne, ale znaczące. Chcieliśmy i chcielibyśmy nadal ich wyjaśnienia, aby na niwie prawnej nie było wątpliwości – powiedział prezes. ziu