Porozumienie krajów OPEC i Rosji w sprawie ograniczenia produkcji ropy trwa już od ponad rok i można powiedzieć, że w tym czasie zostały osiągnięte założone na wstępie cele. Po pierwsze, udało się zbilansować rynek ropy, w czym wyraźnie pomogło globalne ożywienie gospodarcze. Popyt na czarne złoto pozostaje silny, a ostatnim tego przykładem są dane z Indii, gdzie w styczniu import osiągnął rekordowy poziom 4,93 mln baryłek dzienne, co oznacza wzrost o 13,6% względem poprzedniego roku. W rezultacie globalne zapasy surowca, które w minionym roku spadły o 154 mln baryłek, są już tylko 52 mln baryłek większe od pięcioletniej średniej. W tym spadku pomaga stabilnie utrzymująca się relacja nadwyżki wzrostu popytu nad wzrostem podaży, która trwa od początku minionego roku. W rezultacie ilość tankowców przechowujących ropę u wybrzeży Singapuru i Malezji spadła z 40 w połowie 2016 roku do niecałych 15 w lutym tego roku. Dodatkowo o ile wcześniej były one wypełnione po brzegi, tak teraz już nie są. Drugim ważnym celem kartelu była chęć zmiany relacji cen na rynku futures, by cena surowca z natychmiastową dostawą nie była niższa niż cena z odroczonym terminem realizacji. Taki schemat nazywa się contago i zachęca do magazynowania ropy. Aktualnie jednak struktura cen jest już odwrotna, co nazywa się backwardation i powoduje, że przechowywanie ropy w celu jej późniejszej sprzedaży traci sens. Tym samym OPEC może być z siebie zadowolony, ale głównym jego problemem pozostaje szybko rosnąca produkcja w USA, która już prześcignęła eksportowego potentata Arabię Saudyjską, a w dalszej części roku może wyprzedzić Rosję i zając miejsce największego producenta na świecie. Oznacza to, że z trudem osiągnięta równowaga na rynku jest krucha. W tym kontekście nie dziwią ostatnie sygnały z OPEC, że nie będzie nagłego zakończenia porozumienia, a trwają prace nad długoterminową formą współpracy z Rosją. Również ceny samej ropy są poniżej maksimów z lutego i od niedawnych minimów odbiły mniej niż ceny metali.

Złoto

Tydzień wyższej inflacji i wyższych cen złota

Kończący się tydzień był najlepszy dla posiadaczy złota od prawie dwóch lat. Ceny kruszcu rosną bowiem o ponad 3% i praktycznie w całości odrobiły zniżki z poprzednich dwóch tygodni. Wsparciem okazała się seria danych o inflacji w USA, gdzie wszystkie odczyty konsekwentnie wskazywały na rosnącą presję inflacyjną. In plus zaskoczyły bowiem zarówno inflacja konsumencka, jak i producencka. Na dodatek było to wynikiem nie tylko wzrostu cen energii, gdyż bazowe miary obu wskaźników również okazały się wyższe od oczekiwań. Dodatkowo cenowe subkomponenty regionalnych wskaźników koniunktury z Nowego Jorku i Filadelfii wzrosły do najwyższych poziomów od niemalże sześciu lat. Wszystko to powoli budzi inflacyjnego demona, a jest to korzystne dla złota. Dodatkowym impulsem jest słabość dolara, a ta między innymi wynika z lepszego klimatu inwestycyjnego na świecie. Dochodzimy więc do pewnego paradoksu, że w poprzednich tygodniach podwyższonej zmienności na rynkach złoto na wartości traciło wraz z cenami akcji. Nie okazało się więc bezpieczną przystanią podobną do japońskiego jena czy szwajcarskiego franka. Cena złota wydaje się więc zakładnikiem po części uzależnionym od inwestycyjnego klimatu na świecie. Z technicznego punktu widzenia ceny czarnego złota zbliżyły się do serii ważnych maksimów z 2017 i 2016 roku. Obszar od 1360 dolarów aż do 1375 dolarów za uncję jest ważnym oporem i dopiero jego pokonanie umożliwi dalsze wyraźnie wzrosty.

Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska Spółka Akcyjna