1 października rozpoczął się w Polsce nowy rok gazowy. Już od dłuższego czasu wiadomo, że będzie on dla wszystkich zdecydowanie bardziej wymagający, niż miało to miejsce w poprzednich latach, zwłaszcza w tej jego części, na którą przypadnie sezon grzywaczy (miesiące zimowe). Pierwszą kluczową sprawą jest to, czy wówczas wystarczy błękitnego paliwa wszystkim, którzy będą zgłaszali na niego zapotrzebowanie, a drugą – ile za niego przyjdzie płacić. W obu przypadkach wydaje się, że w miarę bezpieczne będą gospodarstwa domowe i odbiorcy wrażliwi, tacy jak m.in. domy dziecka, szpitale, szkoły, przedszkola i żłobki. Dla nich nikt nie zdecyduje się ograniczyć dostaw, ani istotnie podnieść taryf.
Zdecydowanie gorzej sprawa ma się z biznesem, który nie tylko nie może być pewien dostaw, ale i kosztów, jakie przyjdzie mu ponosić za nabywany surowiec. Tu przede wszystkim będą decydować uwarunkowania rynkowe, sytuacja międzynarodowa i temperatury powietrza, które mogą w drastyczny sposób zmieniać poziom obciążenia infrastruktury służącej do zapewnienia odpowiednich dostaw do końcowych odbiorców. Chodzi zwłaszcza o zakłady azotowe, rafinerie i petrochemie, elektrownie i ciepłownie oraz firmy handlowe i usługowe.
Podobne dostawy
PGNiG jeszcze kilkanaście dni temu informowało o pełnym pokryciu zapotrzebowania krajowych odbiorców na surowiec w sezonie grzewczym 2022/2023 (bez wskazywania zagrożeń w realizacji tego celu). Teraz przekaz wydaje się już mniej stanowczy. „Obecnie grupa PGNiG dysponuje wolumenem gazu, który pozwala na zaspokojenie zapotrzebowania klientów na poziomie zbliżonym do zapotrzebowania zgłaszanego w trakcie sezonów grzewczych w latach ubiegłych” – podaje departament komunikacji i marketingu spółki. Jednocześnie zauważa, że czas trwania sezonu grzewczego i poziom zapotrzebowania odbiorców w tym okresie jest w dużym stopniu uzależniony od czynników pogodowych (temperatury powietrza). „Należy jednak założyć, że nawet w przypadku dłuższej i mroźniejszej zimy 2022/2023, poziom zapotrzebowania nie powinien znacząco przekraczać zużycia w poprzednich latach ze względu na obserwowaną redukcję zapotrzebowania na gaz wśród niektórych odbiorców, spowodowaną wysokimi cenami tego surowca. Ewentualny wzrost zużycia gazu do celów grzewczych będzie zrównoważony spadkiem popytu na gaz do innych celów” – twierdzi spółka.