Jak dowiedzieliśmy się w Ministerstwie Gospodarki, uwolnienie rynku będzie przebiegać stopniowo, choć kilka dni temu Komisja Europejska wezwała nasz kraj do liberalizacji rynku i rezygnacji z cen regulowanych (ustalanych przez Urząd Regulacji Energetyki). Bruksela dała na to polskim władzom tylko dwa miesiące, grożąc skierowaniem sprawy do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. – Rezygnacja z zatwierdzania taryf przez prezesa URE będzie możliwa w Polsce najwcześniej za dwa, trzy lata, i to początkowo tylko dla klientów biznesowych. Dla gospodarstw domowych ceny jeszcze przez co najmniej kilka lat będzie ustalał regulator, by chronić je przed nadmiernymi podwyżkami – mówi „Parkietowi” dyrektor Departamentu Ropy i Gazu w Ministerstwie Gospodarki Maciej Kaliski.
Uwolnienie rynku to nie tylko wyzwanie dla rządu, który musi przekonać Brukselę, że zmierza w tym kierunku, ale i dla Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa. Polski potentat będzie musiał przygotować się na prawdziwą konkurencję. Analitycy uważają jednak, że zmiana sytuacji na rynku nie powinna zaszkodzić firmie, nawet jeśli pojawią się konkurenci zza zachodniej granicy. – Rzeczywiście PGNiG może stracić część rynku i klientów przemysłowych, ale to jeszcze nie oznacza pogorszenia sytuacji finansowej firmy – mówi Kamil Kliszcz, analityk DI BRE Banku. – Uwolnienie cen dla klientów biznesowych będzie korzystne, bo obecny sposób kształtowania taryf jest dla PGNiG mało atrakcyjny – dodaje.
Analityk przypomina, że w efekcie liberalizacji rynku PGNiG może stracić tylko część przychodów w jednym z segmentów działalności, i to mało stabilnym. – Ale jednocześnie spółka zyska, sprzedając gaz po wolnych, korzystniejszych cenach i z lepszą marżą niż dotąd. Poza tym PGNiG nadal będzie mieć przecież i dystrybucję, i magazyny, i własne wydobycie w kraju i za granicą – podkreśla. Unia, naciskając na liberalizację rynku, argumentuje, że monopol to dla odbiorców wysokie ceny i brak wyboru dostawcy. W praktyce zwłaszcza najwięksi klienci PGNiG, np. zakłady azotowe narzekające na wysokie koszty zakupu gazu, będą mogli skorzystać z ofert innych firm. – Odrębna kwestia to to, czy gaz będzie dla nich tańszy. Wydaje się, że w pierwszym okresie otwarcia rynku takie oferty będą rzadkością – mówi anonimowo jeden z ekspertów. – Na początek niższe ceny będą mogły zaoferować jedynie jakieś małe spółki z Rosji czy Ukrainy, czyli pośrednicy w handlu mający dostęp do surowca w tych dwóch krajach, bo tylko takie podmioty zyskają zgodę na jego sprzedaż i przesłanie. Ale nie będą to tacy stabilni dostawcy jak zachodnioeuropejskie koncerny.