To symboliczny powrót do węgla jako do źródła energii – powiedział premier Donald Tusk o podpisanym wczoraj liście intencyjnym między PGE a Kompanią Węglową w sprawie wspólnej realizacji inwestycji w Elektrowni Opole, wartej 9,4 mld zł netto (11,5 mld zł brutto). Zapowiedział, że podpisanie dokumentów przez prezesa PGE Krzysztofa Kiliana i szefową KW Joannę Strzelec-Łobodzińską kończy okres przygotowawczy, a latem zaczną się prace budowlane.
Mimo politycznych deklaracji, że krok ten oznacza nadzieję i biznes dla Polski, inwestorzy odebrali wczorajsze wydarzenie z wielkim rozczarowaniem. O ile coraz bardziej realna wizja budowy opolskich bloków doprowadziła przed południem do spadku kursu PGE o blisko 3 proc., to późniejsza decyzja walnego zgromadzenia spółki o wypłacie dywidendy na poziomie zaproponowanym przez zarząd ściągnęła jej kurs nawet o ponad 10 proc. w dół, do 14,05 zł.
Chodzi o to, że kiedy kilka miesięcy temu zarząd PGE zaproponował wypłatę z ubiegłorocznego zysku 1,6 mld zł dywidendy (0,86 zł na akcję; tę wysokość zatwierdziło wczoraj WZA), to analitycy zakładali, że ostatecznie dywidenda może być nawet dwukrotnie większa. Takie oczekiwania były dyskontowane w wycenie PGE.
Tani węgiel to plus dla PGE
Analitycy nie mają wątpliwości, że inwestycja w Opolu stworzy presję na dywidendy wypłacane przez PGE. Rynek czeka jednak na konkretne informacje, na czym dokładnie będzie polegała współpraca między KW a PGE (obie spółki kontroluje rząd) i na czym ma polegać sens ekonomiczny tej współpracy.
Zarząd grupy energetycznej ostrzegał wcześniej, że inwestycja jest ryzykowna i daje niesatysfakcjonującą stopę zwrotu. Zaangażowanie w projekt spółki węglowej mogłoby ten stan zmienić tylko pod określonymi warunkami.