W tej chwili nie pracujemy nad kontraktem zakładającym zbyt milionów ton ze względu na ograniczone możliwości płatnicze po drugiej stronie – wyjaśnia „Parkietowi" Krzysztof Szlaga, prezes Bogdanki.
Ze względu na jakość czarnego paliwa z lubelskiego zagłębia, które charakteryzuje się dużym stopniem zasiarczenia, ale też koszty transportu spółka nie widzi też możliwości eksportu znaczących ilości surowca w innych kierunkach. – Z różnych miejsc mamy zapytania o 100–200 tys. ton, ale to nie są miliony ton, które decydują o sytuacji – podkreśla Szlaga.
Dlatego o wielkości produkcji w Bogdance będzie decydować głównie wewnętrzny popyt i podaż. Bo spółka chce wydobywać tyle, ile jest w stanie uplasować na rynku. Dlatego w tym roku kopalnia planuje utrzymać poziom produkcji w granicach 8,5–9 mln ton.
– W kolejnych latach też nie spodziewamy się ani gwałtownego wzrostu zapotrzebowania, ani dramatycznego spadku – twierdzi Szlaga.
Widzi jednak zagrożenia, bo sprzedaż aktywów konwencjonalnych zaplanował zaopatrujący się w Bogdance EDF. Nabywcy szuka też Elektrownia Połaniec. Nie wiadomo jeszcze, jak zachowają się udziałowcy Polskiej Grupy Górniczej – PGNiG Termika i Energa, które część węgla brały z lubelskiej kopalni.