Jest to połączenie biegnące wzdłuż granicy z Polską, umożliwiające transport aż 35 mld m sześc. gazu rocznie z bałtyckiego gazociągu Nord Stream 1 do granicy z Czechami.
– Zwiększenie dostępu Gazpromu do zdolności przesyłowych gazociągiem Opal z 50 do 80 proc. to działanie skrajnie niekorzystne dla całej Europy Środkowo-Wschodniej. Jesteśmy gotowi do podjęcia wobec Komisji Europejskiej i niemieckiego regulatora Bundesnetzagentur wszystkich możliwych kroków prawnych, które doprowadzą do stwierdzenia niezgodności tych działań z prawem europejskim – mówi Piotr Woźniak, prezes PGNiG.
W opinii polskiego rządu, spółki oraz innych podmiotów z naszego regionu udostępnienie Gazpromowi większej przepustowości w gazociągu Opal spowoduje dalsze umocnienie monopolistycznej pozycji rosyjskiej firmy. Dzięki temu Gazprom będzie mógł sprowadzić do Niemiec o ponad 20 mld m sześc. gazu więcej, niż był w stanie do tej pory. PGNiG obawia się, że dzięki temu Gazprom wycofa się z przesytu do Polski gazu przez terytorium Ukrainy. Prawdopodobnie będzie chciał ten wolumen transportować poprzez Nord Stream 1 lub Nord Stream 2 i następnie Opal m.in. w kierunku Czech, a stamtąd do Polski. Net4Gas, czeski operator przesyłowy, już pyta, czy nowy gazociąg polsko-czeski może być tak zbudowany, aby transport był możliwy tylko do naszego kraju. Pierwotnie planowano budowę gazociągu z możliwością przesyłu w obu kierunkach.
W III kwartale PGNiG wypracowało 5,7 mld zł skonsolidowanych przychodów, co było wynikiem o 10 proc. słabszym od zanotowanego w tym samym czasie 2015 r. Spółka tłumaczy, że to efekt spadku wpływów ze sprzedaży wydobywanego gazu i ropy, spowodowany przestojem remontowo-konserwacyjnym na złożach w Norwegii i Polsce. Mocno zniżkowały też wpływy z handlu gazem, co z kolei było rezultatem obniżki taryf. Mimo to koncern zanotował 22-proc. wzrost czystego zarobku, który sięgnął 357 mln zł. To z kolei głównie rezultat korzystnych dla spółki notowań dolara.