O możliwości podziału Polskiej Grupy Górniczej (PGG) i przekazaniu jej kopalń bezpośrednio koncernom energetycznym w kuluarach mówi się od dawna. Te głosy nasiliły się po tym, gdy elektrownie zaczęły mieć problem z zakupem krajowego węgla. Z naszych informacji wynika jednak, że taki scenariusz wchodzi w grę jedynie wówczas, gdy ceny węgla spadną i znów trzeba będzie ratować śląskie kopalnie.
Pewność dostaw
W nieoficjalnych rozmowach z przedstawicielami niektórych spółek energetycznych można usłyszeć, że lepszą opcją niż posiadanie akcji PGG byłoby wchłonięcie kopalń do własnej grupy. Pozwoliłoby to na samodzielne zarządzanie wydobyciem i zagwarantowało pewność dostaw. Obecnie spośród ośmiu akcjonariuszy węglowej firmy (w tym Skarb Państwa, który ma 1 akcję) żaden nie ma pakietu kontrolnego. Największy udział ma spółka PGNiG Termika posiadająca 20 proc. akcji PGG.
Za rozparcelowaniem węglowego giganta opowiada się Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki. – Właścicielami PGG są konkurujące ze sobą spółki energetyczne. One nie zawsze mają zbieżne ze sobą interesy. Dlatego w mojej ocenie, po przejściu tej podstawowej restrukturyzacji, docelowo kopalnie powinny się znaleźć w strukturach spółek energetycznych – przekonywał Steinhoff w Parkiet TV. Jako przykład wskazał Tauron, który zarządza trzema kopalniami, oraz Eneę, która kontroluje kopalnię Bogdanka.
Sami akcjonariusze PGG studzą jednak emocje. – Obecny układ nie jest idealny, ale przed wyborami samorządowymi nikt nie będzie robił w górnictwie kolejnej rewolucji – usłyszeliśmy ze źródeł zbliżonych do jednej z firm energetycznych.
Oficjalnie żaden z producentów energii – akcjonariuszy PGG – o ewentualnym podziale węglowej spółki nie chce się wypowiadać. Pytania wysłaliśmy do nich jeszcze pod koniec maja. Otrzymaliśmy tylko jedną odpowiedź.