W poniedziałek kurs lubińskiego koncernu spadał nawet o 12,9 proc., do 60,94 zł, w trakcie sesji udało się na chwilę podciągnąć notowania do 65,7 zł. Na takich poziomach ostatni raz sesje były zamykane w czerwcu 2016 r.
Gwałtowna przecena objęła także innych globalnych producentów miedzi. Kurs Glencore nurkował nawet o 18 proc., BHP Billiton o 16 proc., Freeport-McMoRan o 14 proc., Rio Tinto i Forst Quantum o 9,5 proc., kilkuprocentowe spadki zanotowały Vale, Antofagasta i Southern Copper.
Sama miedź na giełdzie w Londynie taniała o maksymalnie 3,1 proc., do 5,43 tys. USD za tonę, poziomu najniższego od grudnia 2016 r. Czerwony metal ma za sobą fatalny początek roku, od połowy stycznia do pierwszych dni lutego cena spadła o ponad 12 proc., do 5,53 tys. USD, później odbiła do 5,82 tys.
Będzie mocno bujało
W poniedziałek na mocno negatywne nastawienie inwestorów do spółek surowcowych wpłynęła katastrofa notowań ropy naftowej.
– W cieniu ropy w ostatnich dniach pozostają inne surowce, w tym miedź – przyznaje Mateusz Namysł, analityk mBanku. – Kiedy koronawirus dotyczył tylko Chin, było to bardzo ważne dla miedzi, bo Państwo Środka odpowiada za blisko połowę zużycia metalu na świecie. Wolniejszy wzrost gospodarczy na świecie będzie skutkował ograniczeniem popytu na surowce takie jak ropa i miedź i negatywnie przekładał się na ceny. Zakładam, że miedź – przy obecnie panującej wyraźnie awersji do ryzyka – przebije nie tylko chwilowo wsparcie przy 5,5 tys. USD za tonę. Kolejne wsparcia umiejscowione są w przedziale 4,4–4,8 tys. USD. Przypuszczam, że z dużym prawdopodobieństwem te poziomy w najbliższych tygodniach mogą zostać przetestowane – dodaje.