Mamy kolejny kryzys w górnictwie węgla kamiennego, a rząd chce sięgać po stare metody ratowania branży. Sklecić plan ratunkowy, który zadowalałby wszystkie zainteresowane strony nigdy nie było łatwo, a dziś jest jeszcze trudniej. Tym razem żadna ze spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa nie deklaruje wsparcia finansowego dla pogrążonych w kłopotach kopalń. Z kolei pomysł przerzucenia zakładów wydobywczych do państwowego Węglokoksu napotyka przeszkody. Po pierwsze ta koncepcja wymagałaby znalezienia finansowania, co może okazać się karkołomnym zadaniem. Po drugie, z naszych informacji wynika, że na takie zmiany niechętnie patrzą banki finansujące największą z węglowych firm – Polską Grupę Górniczą (PGG). Znaków zapytania jest więcej. Jak dotąd nikt nie powiedział górnikom, że część kopalń musi zostać zamknięta i to jak najszybciej, choć nieoficjalnie mówią nam o tym decydenci na Śląsku. Słyszymy też, że ważą się losy prezesa PGG Tomasza Rogali, jednak na razie ministrowi aktywów państwowych nie udało się znaleźć innego sternika dla tego tonącego statku.
Strategia dosypywania miliardów
Czy ktoś pamięta jeszcze Kompanię Węglową? Gdy stanęła u progu bankructwa, jej kopalnie w 2016 r. przejęła nowa spółka – Polska Grupa Górnicza. Rok później PGG wchłonęła też majątek produkcyjny pogrążonego w kłopotach Katowickiego Holdingu Węglowego. Cała ta operacja była możliwa dzięki wpompowaniu w spółkę 3,4 mld zł przez kontrolowane przez państwo firmy, głównie koncerny energetyczne. Te pieniądze miały wystarczyć, by zapewnić śląskim kopalniom trwałą rentowność. Jednak pod warunkiem, że przejdą one realną restrukturyzację, skutkującą spadkiem kosztów produkcji. Tak się jednak nie stało, a nadejście finansowej katastrofy przyspieszył kryzys wywołany pandemią koronawirusa.
– Wynagrodzenia to ponad połowa kosztów spółki. A do spłaty mamy 2 mld zł obligacji. Dług ten musimy obsłużyć. Zobowiązania pochodzą jeszcze z czasów Kompanii Węglowej, która zadłużała się m.in. po to, by płacić wynagrodzenia swoim pracownikom. To kierunek ku upadłości. Jeżeli będziemy kroczyć drogą przećwiczoną w KW, to pamiętajmy, że skończyła się ona w ostatniej chwili ratowaniem kopalń – to słowa prezesa PGG Tomasza Rogali, wypowiedziane w lutym 2020 r. dla Silesia24.pl, gdy górnicze związki zawodowe domagały się 12-proc. podwyżki płac. Okazały się prorocze, bo kilka dni później prezes zgodził się jednak na podniesienie wynagrodzeń górnikom o 6 proc., choć grupa nie miała na to środków, a dziś PGG potrzebuje już pilnej akcji ratunkowej. Przed wyborami prezydenckimi, które mają się odbyć w ostatnią niedzielę czerwca, nie należy spodziewać się jednak żadnych decyzji. Nie wkłada się kija w mrowisko, gdy ważą się losy polityków.
– Śląsk jest miejscem, gdzie decydują się losy polityczne tych, którzy w danym momencie rządzą. Brak jest odwagi, przywództwa i kompetencji. Trzeba mieć pomysł, wiedzieć jak go zrealizować, a następnie umieć przedstawić go publicznie i wszystkich przekonać. Trzeba rozmawiać z całym regionem, związkami zawodowymi, przedsiębiorcami, samorządami, gdzie gwarantem musi być rząd. Strategia dosypywania miliardów złotych do górnictwa już się nie sprawdzi. Trzeba przedyskutować wszystkie możliwe rozwiązania i zrobić dobrą strategię – przekonuje Krzysztof Kilian, były prezes Polskiej Grupy Energetycznej.
W układaniu planu ratunkowego nie pomagają wciąż mocno napięte relacje między spółkami węglowymi a energetycznymi. Obecny prezes PGE Wojciech Dąbrowski zapewnia jednak, że jest gotowy do rozmów o przyszłości śląskich kopalń. – Na pewno musimy szczerze ze sobą porozmawiać i podjąć decyzje długofalowe, bo dzisiaj na rozwiązywanie problemów górnictwa i energetyki działaniami doraźnymi nie ma już czasu. Trzeba podejmować odważne decyzje biznesowe i je realizować. Nie obrażać się na siebie, tylko usiąść do stołu i rozmawiać szczerze o tym, co się dzieje na świecie, nie przymykać na to oczu – powiedział Dąbrowski na antenie Parkiet TV. A sytuacja na świecie nie sprzyja polskim kopalniom. Z najnowszego opracowania Agencji Rozwoju Przemysłu wynika, że światowy popyt na węgiel zmierza ku największemu spadkowi rocznemu od czasów II wojny światowej.