Firmy zarządzające aktywami osobom, które mają dostęp do informacji poufnych i z prawnego punktu widzenia nie mogą inwestować w spółki publiczne, oferują tzw. ślepe portfele. Do takiej grupy potencjalnych klientów firm asset management (AM) należą m.in.: członkowie rad nadzorczych i zarządów spółek giełdowych, audytorzy, dyrektorzy finansowi czy politycy. Swego czasu do tego typu portfeli przyznawali się członkowie zarządu Giełdy Papierów?Wartościowych czy były przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego. Sławną postacią?ze Stanów Zjednoczonych, która korzystała z takiego portfela, był Alan Greenspan – były szef Fedu.
– Intencją korzystania z portfela ślepego jest zapobieganie konfliktowi interesów. Ponieważ jest to rozwiązanie dedykowane dla określonych odbiorców, dlatego też stanowi ono niewielki procent wszystkich prowadzonych przez nasze towarzystwo portfeli. Ale oczywiście takie rozwiązanie powinno być dostępne w ofercie – mówi Paweł Niemiec, członek zarządu KBC TFI. I dodaje, że nie jest ono przeznaczone dla klientów, którzy nie chcą zaglądać do swojego portfela, ale dla inwestorów, którzy nie mogą tego robić.
Elementy portfela są utajnione
Przedstawiciele innych firm AM potwierdzają, że usługa ślepego portfela nie cieszy się popularnością.
– Zapewne wynika to z faktu, że praktycznie każdy inwestor chciałby mieć wgląd w swój portfel inwestycyjny. Stąd na portfele ślepe decydują się osoby, które są do tego zobowiązane z tytułu łączących je umów. Portfele ślepe ma ok. 2 proc. klientów – wyjaśnia Grzegorz Ziobro, szef portfeli w Departamencie Zarządzania Aktywami Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska.
W Polsce nie wszystkie firmy inwestycyjne oferują taką usługę. A te, które to robią – z reguły prowadzą zaledwie po kilka – góra kilkanaście „ślepych portfeli".