Kup talerz carycy Katarzyny

Wartość dzieła zależy od jego rodowodu. Dobra proweniencja często podwaja cenę.

Publikacja: 20.02.2016 18:10

Ekstrawartość kolekcjonerską ma rzemiosło artystyczne ze znanym rodowodem, pochodzące z domu znanych

Ekstrawartość kolekcjonerską ma rzemiosło artystyczne ze znanym rodowodem, pochodzące z domu znanych postaci historycznych.

Foto: Archiwum

Specjalnością polskiego rynku sztuki jest handel przedmiotami o nieznanym pochodzeniu. Do znudzenia wracam do tego problemu, ponieważ pojawiają się kolejne sensacyjne dzieła o nieznanym rodowodzie. Na dojrzałych rynkach dobra proweniencja nierzadko podwaja cenę. Światowi kolekcjonerzy lub inwestorzy ekstra płacą nie tylko za sam obraz, ale także za wartość dodaną w postaci udokumentowanej historii dzieła, jego legendy. Dopłacają za renomę poprzedniego właściciela obrazu.

Na kilku najbliższych aukcjach są dzieła sztuki najwyższej klasy, jakie pojawiają się na krajowym rynku raz na wiele lat. Nie mają, niestety, rodowodu. Są jak rodzynki bez ciasta.

Na przykład w Rempeksie (www.rempex.com.pl) 24 lutego ma być licytowana rzeźba Aleksandra Archipenki (1887–1964) w cenie wywoławczej 130 tys. zł. To artysta wysoko ceniony na świecie, jego dzieła są wydarzeniem w największych domach aukcyjnych w Nowym Jorku lub Londynie. Oferowana w Warszawie rzeźba nie ma żadnej historii...

Warto na wystawie przedaukcyjnej zobaczyć rzeźbę. To jednak wyjątkowe wydarzenie. Może sprawa będzie miała dalszy ciąg, gdy jakiś kolekcjoner z pasją detektywa ustali, skąd nagle pojawiło się w Polsce dzieło Archipenki? Zainteresowani mogą pogłębić wiedzę o artyście i badaniu jego dorobku na stronie The Archipenko Foundation (www.archipenko.org.)

Jest też w Rempeksie np. wczesny obraz Zdzisława Beksińskiego z 1976 roku (cena wyw. 100 tys. zł). Katalog nic nie mówi o losach obrazu. Jestem pewien, że można ustalić jego historię. Kto ma to robić? To zadanie dla kolekcjonera?

Z kolei 1 marca na aukcji Polswiss Art (www.polswissart.pl) będzie najwyższej muzealnej klasy obraz Tadeusza Makowskiego „Dziewczyna z koszem kwiatów i barankiem" z 1923 roku. Ma wysoką cenę wywoławczą 1,5 mln zł. Wysoka estymacja 1,7–1,9 mln zł odzwierciedla wyjątkowość obrazu. W internetowym katalogu nie ma słowa o historii dzieła. To wyzwanie dla nabywcy, który jak naukowiec pochyli się nad obrazem i ustali, kto wcześniej się nim zachwycał.

Katalog jak przygodowa książka

3 marca w Desie Unicum (www.desa.pl) na aukcji sztuki dawnej będzie kilka dzieł z proweniencją. Obraz Eugeniusza Zaka pt. „Rozstanie" (cena wyw. 450 tys. zł) pochodzi z amerykańskiej kolekcji rodziny Kellogów. Zainteresowani mogą ustalić rangę zbioru, motywacje kolekcjonerów.

Obraz Józefa Mehoffera (cena wyw. 90 tys. zł) pochodzi z pałacu Dolańskich w Grębowie. Nabywca dzieła dowie się wszystkiego o poprzednich właścicielach, z dumą będzie opowiadał o ich historycznym znaczeniu. Jest też obraz Rafała Malczewskiego ze zbioru Józefa Fedorowicza, sławnej postaci cyganerii artystycznej XX-lecia międzywojennego.

Rzemiosło artystyczne też może mieć ciekawą prowenincję. Wybitny kolekcjoner porcelany Ireneusz Szarek sprzedał do zbiorów Zamku Królewskiego cztery talerze i filiżankę z serwisu Stanisława Augusta Poniatowskiego. Ma talerz z serwisu carycy Katarzyny II. Nawet najlepszy bigos jeszcze lepiej smakuje z takiego talerza! Królewskie zastawy wykonywane przez znane wytwórnie nierzadko miały specjalne oznaczenia. Wystarczy znać się na porcelanie.

Na rynku krążą srebra użytkowe. Najwyższe ceny osiągają oczywiście te z polskich wytwórni. Miałyby wyższą wartość, gdyby znane było ich pochodzenie. Kilka lat temu wyprzedawano stylowe meble z warszawskiego mieszkania córki pisarza Stefana Żeromskiego. Kolekcjonerzy mało się nie pozabijali o przedmioty z takim rodowodem. One nie mają wartości tzw. inwestycyjnej. Ale mają udokumentowaną legendę. Nabywca przechwala się tym zakupem przy każdej okazji. To buduje jego dobre samopoczucie i to jest największy zysk!

Wzorem badania i opisu rodowodu obrazów jest katalog prywatnej kolekcji marszanda Andrzeja Starmacha. W 2009 roku Muzeum Narodowe w Krakowie wystawiło kolekcję. Kolekcjoner własnym sumptem wydał czterotomowy katalog. Ten katalog czyta się jak przygodową książkę! Setki archiwalnych zdjęć dokumentują losy poszczególnych obrazów. To są zdjęcia sytuacyjne, np. artysta maluje dany obraz lub popija herbatę, siedząc obok tego dzieła. Rasowy kolekcjoner sam przez lata ustala takie szczegóły, gromadzi archiwalia i to jest dla niego najlepszy gwarantowany relaks. Ktoś, kto zainteresuje się głębiej znaczeniem rodowodu dla wartości dzieła, powinien upolować 53. tom czasopisma „Muzealnictwo" z 2012 roku. Poświęcony jest badaniu historii dzieła sztuki na przykładzie krajowych muzeów.

Na krajowym rynku numizmatów dobra proweniencja ma zdecydowany wpływ na cenę. Wyjątkowe zainteresowanie nabywców budzą numizmaty z kolekcji Potockich, Henryka Karolkiewicza czy Janusza Lucowa. Historycznym wydarzeniem była moneta z legndarnej kolekcji Hutten Czapskich.

Z kolekcji Barbary Piaseckiej-Johnson

Na krajowym rynku malarstwa najczęściej nie wiemy, skąd pochodzi obraz. Natomiast białe kruki opatrzone są pieczęciami, wpisami własnościowymi, mają wklejone ekslibrisy lub wytłoczone na okładkach superekslibrisy. Książka z superekslibrisem z reguły jest 20–30 razy droższa niż taki sam egzemplarz bez oznaczonego pochodzenia.

Można podać setki (!) sensacyjnych przykładów proweniencji białych kruków. W 2003 roku największy krajowy antykwariat bibliofilski Lamus (www.lamus.pl) wystawił brewiarz z 1778 roku z wysoką ceną wywoławczą 8 tys. zł. Skąd tak wysoka cena? Egzemplarz ma superekslibris oświeceniowego poety Ignacego Krasickiego. Zwykły egzemplarz o anonimowym pochodzeniu miałby wtedy cenę wywoławczą najwyżej ok. 500 zł.

Wydarzeniem rynkowym i w pewnym sensie towarzyskim było licytowanie w Warszawie w 2007 i 2008 roku rzadkich grafik Canaletta z kolekcji Barbary Piaseckiej-Johnson. Pierwszą sprzedano za 105 tys. zł (cena wyw. 70 tys. zł), drugą za 120 tys. zł (cena wyw. 75 tys. zł). Kolekcjonerzy na bieżąco szacowali, że prywatny nabywca około 10 proc. ceny dopłacił za proweniencję. W maju 2010 roku wspomniane grafiki wróciły na rynek z dodatkową proweniencją. W katalogu aukcji antykwariatu Lamus podano, że pochodzą z kolekcji zmarłego Jana Wejcherta, który wcześniej kupił je ze zbioru Barbary Piaseckiej. Tym razem miały ceny 120 i 130 tys. zł. Sprzedano je za 125 i 130 tys. zł.

W listopadzie 2009 roku Lamus wystawił „Komedie" Plauta, wydane w Lejdzie w 1719 roku. Na okładkach siedmiu tomów widnieją odciśnięte złotem w skórze superekslibrisy króla Ludwika XV oraz księcia Aleksandra Lubomirskiego. Tomy sprzedano za 11 tys. zł (cena wyw. 4 tys. zł). Książki te to piękny przedmiot o wielkiej dekoracyjnej wartości. Ale mają też snobistyczną wartość. Co czuje nabywca, gdy u siebie w domu patrzy na ozdobne grzbiety tomów, które stały najpierw w gabinecie króla Francji, potem zaś trafiły do biblioteki arystokraty Lubomirskiego?

Wątek proweniencji zakończę przykładem godnym szczególnej uwagi. W warszawskim Lamusie 26 listopada 2006 roku Biblioteka Narodowa za cenę wywoławczą 50 tys. zł kupiła księgę z superekslibrisem króla Zygmunta Augusta. Nawet w monografiach królewskiej biblioteki nie odnotowano tego egzemplarza. Czy kiedykolwiek wypłynie na rynek kolejna nieznana naukowcom książka, którą trzymał w rękach ostatni z Jagiellonów? Czy jakiś obraz sprzedany na krajowym rynku sztuki może się poszczycić tak znakomitą prowe-niencją?

Parkiet PLUS
Obligacje w 2025 r. Plusy i minusy możliwych obniżek stóp procentowych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Zyski zamienione w straty. Co poszło nie tak
Parkiet PLUS
Prezes Ireneusz Fąfara: To nie koniec radykalnych ruchów w Orlenie
Parkiet PLUS
Powyborcze roszady na giełdach
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Unijne regulacje wymuszą istotne zmiany na rynku biopaliw
Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie