Decyzje podjęte w miniony czwartek przez Europejski Bank Centralny zadowoliły obóz byków, jednak deklaracje, jakie padły po ich ogłoszeniu, zadziałały na korzyść niedźwiedzi. Efektem było rozchwianie nastrojów na rynkach i niepewność w kwestii dalszego rozwoju sytuacji.
Europejski rollercoaster
Odpowiedzią na ogłoszenie decyzji EBC był skok indeksu giełdy we Frankfurcie o prawie 3 proc. DAX na moment zbliżył się do niewidzianego od stycznia poziomu 10 tys. pkt. Zbliżenie było krótkotrwałe i na koniec czwartkowej sesji indeks wylądował niemal równo 500 pkt niżej, tracąc 2,3 proc. w porównaniu ze środowym zamknięciem. Licząc od wspomnianego maksimum, zaliczył 5-proc. tąpnięcie. Tak duża zmienność na głównych giełdach europejskich poprzednio wystąpiła w sierpniu ubiegłego roku, miesiąc przed zakończeniem kilkumiesięcznej fali spadków, której skala sięgnęła 31 proc.
Nie sposób przewidzieć, czego można się spodziewać, gdy rynki ochłoną. Podobnie jak nie sposób dociec, co prezes EBC Mario Draghi chciał osiągnąć, najpierw komunikując podjęcie nadspodziewanie radykalnych decyzji, a w chwilę później sugerując, że dalej już iść w tym kierunku nie można. Prawdopodobnie chodziło o zademonstrowanie przekonania, że to, co zrobiono, jest wystarczające do pobudzenia wzrostu PKB i inflacji. Choć w ciągu ostatnich dwóch lat dynamika gospodarki strefy euro zwiększyła się z zera do 1,6 proc., wiara w to, że ogłoszone w czwartek działania EBC mogą wspomóc ją jeszcze bardziej, jest raczej mizerna. Ekwilibrystyka, polegająca na serwowaniu bankom pożyczek w ramach TLTRO udzielanych po ujemnej stopie procentowej, prawdopodobnie nie skłoni firm do korzystania z kredytów, nawet gdyby banki miały się tym ujemnym prezentem podzielić z przedsiębiorcami, czyli dopłacać im za wzięcie kredytu, zamiast pobierać od nich odsetki, jak czyniły do tej pory.
Symptomatyczne dla czwartkowej reakcji na decyzje EBC i późniejsze deklaracje Mario Draghiego było to, że najbardziej korzystały na tym wskaźniki na parkietach krajów naszego regionu oraz Grecji i Hiszpanii. Tam też indeksy kończyły sesję na plusie. Wyjątkiem były Włochy i Portugalia, gdzie euforia nie dotrwała do końca dnia.
Walutowy efekt grudnia
Zanotowany w czwartek spadek kursu euro w okolice 1,08 dolara i późniejszy skok do 1,12 dolara właściwie nie powinien nadmiernie dziwić. Podobne, sięgające 4 centów wahania, inwestorzy dobrze pamiętają z 3 grudnia ubiegłego roku. Jedyna różnica sprowadza się do tego, że wówczas Mario Draghi rozczarował niedostateczną stanowczością, a teraz skonfundował nadmiernym radykalizmem. Niemniej umocnienie się wspólnej waluty w reakcji na decyzje EBC znacznie trudniej zinterpretować niż spadki na giełdach. Można by się spodziewać korekty i powrotu jej kursu w najbliższych dniach przynajmniej w okolice 1,08 dolara. Trzeba jednak pamiętać, że w najbliższą środę swój werdykt w sprawie stóp ogłosi amerykańska Rezerwa Federalna. Dopiero wówczas będzie być może można liczyć na wykrystalizowanie się jakiejś tendencji na rynku walutowym. Z naciskiem na „być może", bo Fed także jest w niełatwej sytuacji, zarówno z punktu widzenia samej decyzji, jak i komunikacji z rynkiem. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem może być kontynuacja trwającej od 12 miesięcy huśtawki kursu euro między 1,05 a 1,15 dolara, choć od początku roku amplituda jej wahań uległa wyraźnemu zawężeniu wokół poziomu 1,1 dolara.