10 marca napisałem w „Rzeczpospolitej" o projekcie ustawy o narodowych dobrach kultury. Zrewolucjonizuje ona krajowy rynek sztuki i antyków. Proponowane zmiany wywołały sensację i przerażenie. Dotyczą one tak samo nabywców, jak i sprzedawców. Sytuacja pokazała, że zarówno konsumenci sztuki, jak i jej sprzedawcy w praktyce nie są partnerami dla państwa. Rynek sztuki potrzebuje lidera, który będzie rzetelnie i skutecznie reprezentował interesy sprzedawców i nabywców. Proponowane ustawowe zmiany to pierwszy krok do kolejnych koniecznych zmian prawnych. Lider tym bardziej jest potrzebny.
Co przeraziło antykwariuszy? Ustawa nałoży na nich nowy obowiązek. Będą musieli prowadzić księgę ewidencyjną, odnotowywać w niej wszystkie przedmioty w cenie powyżej 4 tys. zł. Wpisy do księgi muszą zawierać treści pozwalające na identyfikację przedmiotu. Musi on mieć fotografię. Muszą być załączone kopie ekspertyz oraz dane osób, na rzecz których wystawiono ekspertyzę. Przede wszystkim w księdze odnotowywane będą dane zbywcy, ewentualnie pośrednika oraz nabywcy. Ten ostatni wymóg wywołał strach.
Sprzedawcy oceniają, że wielu nabywców zniknie z oficjalnego rynku. Do ksiąg ewidencyjnych będzie miała dostęp np. policja i urzędy skarbowe. Jest wielu klientów, którzy nie chcą afiszować się z tego rodzaju zakupami, uchodzącymi w Polsce za megaluksusowe. Niektórzy nabywcy chcą ukryć stan posiadania.
Dotychczas nabywcy byli spisywani (jeśli byli!) na podstawie ustawy zapobiegającej praniu brudnych pieniędzy. Tam granica cenowa wynosi równowartość 15 tys. euro. Przy kwocie 4 tys. zł trzeba będzie ustawowo spisywać większość nabywców.
Odrodzi się czarny rynek
Nabywcy, nauczeni doświadczeniem, nie wierzą w szczelność informacyjną. Boją się, że jeśli wgląd do księgi będą mieli szeregowi urzędnicy, to całe miasto znać będzie stan ich posiadania. Zasygnalizowane tu niepokoje będą rosły przy kolejnych zmianach prawa.