Reklama

Renesans rynków wschodzących

Chiny, Rosja, Brazylia, a może Polska? Sprawdzamy, które giełdy z koszyka emerging markets mają najciekawsze perspektywy.

Publikacja: 20.08.2016 14:00

Renesans rynków wschodzących

Foto: Bloomberg

Szeroki indeks MSCI Emerging Markets notuje kilkunastomiesięczne maksima, a tegoroczne stopy zwrotu w wybranych krajach sięgają 20, a nawet ponad 30 proc. na plusie. Rynki wschodzące wracają do łask. Ale po tak silnych zwyżkach, warto się zastanowić nad tym, czy wskakiwanie do „pędzącego pociągu" ma sens. Zdaniem analityków i zarządzających, odpowiedź brzmi „tak".

Niewyczerpany potencjał

– Z optymizmem spoglądam na perspektywy akcji na rynkach rozwijających się. Dotychczasowe zachowanie „commodity currencies", czyli walut surowcowych potwierdza zmianę trendu na rynku surowców, co w średnioterminowym horyzoncie stanowi dobrą wróżbę dla całego uniwersum rynków wschodzących. Ewentualna kontynuacja hossy na rynku commodities będzie wspierać akcje – mówi „Parkietowi" Wojciech Białek, główny analityk CDM Pekao.

Ekspert zwraca uwagę na korzystną sytuację techniczną na wykresie MSCI EM. – Indeks zbudował formację odwróconej głowy z ramionami. Celem byków są szczyty z wiosny 2015 r., co implikowałoby ruch rzędu plus 15 proc. Nie uda się tego zrobić z marszu. Prawdopodobnie czeka nas korekta/ruch powrotny, który może zbiec się z listopadowymi wyborami prezydenckimi w USA – tłumaczy analityk.

Zarządzający, którzy specjalizują się w rynkach zagranicznych, podzielają optymizm Białka. Jednym z nich jest Marek Buczak z Quercus TFI. – Po bardzo silnym wzroście notowań MSCI EM wskazane byłoby odreagowanie i schłodzenie rozgrzanych głów. Oczekiwałbym, że w najbliższych tygodniach może dojść do w pełni uzasadnionej korekty, która jednak nie zmieni średnio- i długoterminowych pozytywnych perspektyw emerging markets. Bilans drugiego półrocza, podobnie jak pierwszego, powinien być więc dodatni. Przemawia za tym kilka argumentów. Za sprawą ultrałagodnej polityki banków centralnych, na rynku finansowym utrzymuje się ogromna nadpłynność. Akcje na rynkach rozwiniętych są drogie, dużo tańsze zaś rynki wschodzące podnoszą się z wieloletnich minimów. Na podstawie wycen mnożnikowych, dyskonto sięga 20–25 proc. Kapitał inwestycyjny szuka okazji i prędzej czy później to dostrzeże – tłumaczy Buczak.

Na ogromne dyskonto wycen uwagę zwraca również Grzegorz Zatryb, zarządzający i główny strateg Skarbiec TFI. – Uzasadniona rozbieżność nie powinna przekraczać 10 proc. – podkreśla.

Reklama
Reklama

W ciepłych słowach o emerging markets wypowiada się również Mikołaj Stępniewski, zarządzający Investors TFI. Wskazuje przy tym na bardzo duży napływ środków do funduszy dedykowanych tym rynkom. – Mając w pamięci niedoważenie tego segmentu przez inwestorów w ostatnich latach, wydaje się, że jest jeszcze spory potencjał do realokacji aktywów w poszukiwaniu relatywnie wyższych stóp zwrotu w warunkach historycznie niskich stóp procentowych – wyjaśnia.

Rynki wschodzące prześcigną dojrzałe?

Stopniową zmianę postrzegania rynków wschodzących przez zarządzających i inwestorów, widać od wielu miesięcy, a względna siła notowań MSCI EM względem MSCI World (szeroki indeks rynków dojrzałych) jest najwyższa od 12 miesięcy. Marek Buczak nie wyklucza, że taka sytuacja może się utrzymać i nadchodzące lata upłyną pod dyktando silnych rynków rozwijających się i relatywnie słabszych dojrzałych.

W taki wariant wątpi Grzegorz Zatryb. – Scenariusz pt. „silne EM vs. słabe DM" wydaje się mało prawdopodobny. Inwestorzy zdają sobie sprawę z powiązań gospodarek całego świata. Popyt na produkty z Chin czy Indii zależy od kondycji Stanów Zjednoczonych i strefy euro, podobnie jest z surowcami. Okres po kryzysie pokazał, że generalnie firmy z rynków rozwiniętych lepiej radzą sobie w trudnych sytuacjach i możemy, tak jak do niedawna, obserwować wzrost na DM bez wzrostu na EM. Gra na szybszy wzrost PKB na rynkach wschodzących, jaka odbywała się przed kryzysem 2008 r., raczej już nie wróci – wyjaśnia.

Mikołaj Stępniewski mówi, że najbardziej realny wariant to ten, w którym zwyżkom na rynkach rozwiniętych towarzyszyć będzie pozytywny sentyment na rynkach wschodzących. – Po tak dynamicznym wzroście obserwowanym w tym roku samotny dalszy rajd rynków wschodzących wydaje się mniej prawdopodobny – ocenia ekspert.

Które rynki dadzą zarobić?

Analitycy i zarządzający zaznaczają, że pomimo dobrych perspektyw szerokiego koszyka EM, atrakcyjność poszczególnych krajów jest mocno zróżnicowana. Marek Buczak poleca dwa rynki.

– W gronie najciekawszych kierunków inwestycyjnych widzę Rosję. Według prognoz analityków na koniec tego roku baryłka ropy naftowej zdrożeje do 50, a w 2017 r. przekroczy 60 dolarów. Coraz głośniej mówi się o zniesieniu sankcji gospodarczych nałożonych przez Zachód. Czynnikiem negatywnie wpływającym na sentyment wobec tego kraju pozostaje napięcie na linii Moskwa–Kijów. Potencjał do odbicia po mocnej przecenie ma Turcja. Znam specyfikę tego kraju i uważam, że sytuacja nad Bosforem zaczyna się stabilizować. Podstawowym ryzykiem dla pozytywnego scenariusza, są ewentualne cięcia ocen wiarygodności kredytowej przez agencje ratingowe. Obecny poziom wycen jest atrakcyjny na tle rynków wschodzących – wyjaśnia ekspert Quercus TFI.

Reklama
Reklama

Zdaniem Grzegorza Zatryba warto zainteresować się Brazylią. – Kraj ma ciekawe perspektywy i a giełda nadal jest wskaźnikowo tania. Wskaźnik cena/zysk na koniec tego roku wynosi tylko 14,7 – mówi.

Mikołaj Stępniewski zerka w stronę Azji, zauważając, że skala wzrostu miała tam stosunkowo płytki zasięg . – Biorąc pod uwagę relatywnie niskie wyceny i oczekiwane dalsze łagodzenie polityki pieniężnej przez tamtejsze banki centralne, giełdy azjatyckie są perspektywiczne – ocenia ekspert Investors TFI.

Piotr Kuczyński, główny analityk DI Xelion idzie podobnym tropem i w roli faworyta stawia rynek chiński. Argumentami sypie jak z rękawa. – Przede wszystkim jest „pod co grać", ponieważ prędzej czy później rząd w Pekinie wystartuje z kolejnym programem stymulującym lokalną gospodarkę. Do tego w Chinach panuje względny spokój, a tamtejsze problemy są dalekie od tych, z którymi boryka się Europa (kulejący sektor bankowy, uchodźcy, Brexit) czy USA (ewentualny wybór Trumpa na prezydenta) – wyjaśnia.

Grzegorz Zatryb uważa, że cała Azja Południowo-Wschodnia nie wygląda źle. – Warto stawiać na Państwo Środka, z zastrzeżeniem, aby raczej unikać „starych Chin", czyli sektorów związanych z inwestycjami infrastrukturalnymi i celować w branże oparte na mocnym popycie konsumpcyjnym – tłumaczy. Zdaniem Marka Buczaka, decydując się na Azję, najlepiej wybrać Indonezję, której specyfika jest podobna do tureckiej. – Do Chin radziłbym podchodzić ostrożnie. Z jednej strony mamy spowolnienie gospodarcze negatywnie wpływające na giełdę, a z drugiej klarowne działania stymulacyjne władz i banku centalnego, mające pobudzić wzrost. Wynik starcia tych dwóch sił, jest trudny do przewidzenia – ocenia Buczak.

Polska daleko w tyle

Zarządzający w dość cierpkich słowach odnoszą się do perspektyw giełdy warszawskiej. Według Zatryba ewentualny wzrost koszyka MSCI EM niekoniecznie przełoży się na zwyżki w Polsce. Koledzy po fachu podzielają tę opinię. – Spółki z WIG20 nadal mogą znajdować się pod presją ze strony polityki i otoczenia regulacyjnego, dotyczy to szczególnie segmentu energetycznego i banków, które w tym indeksie ważą najwięcej, wydaje się, że ciekawszym segmentem na krajowym rynku powinny być mniejsze i średnie spółki – uważa Mikołaj Stępniewski.

Wtóruje mu Marek Buczak. – Nad GPW nadal ciąży ryzyko polityczne, które tłumi nastroje. Zagranica patrzy na Warszawę ze sporą nieufnością m.in. ze względu na trudne do przewidzenia działania polskiego rządu – wyjaśnia. Jego zdaniem cała Europa Środkowo-Wschodnia to relatywnie mało atrakcyjny region. – Podobać mogą się jedynie Węgry, na których w minionych kwartałach można było zaobserwować odwilż na linii rząd–inwestorzy, ale tamtejsza giełda to zaściankowy i płytki rynek – tłumaczy zarządzający Quercus TFI.

Reklama
Reklama

[email protected]

pytania do... Grzegorza Zatryba

- zarządzającego funduszami i głównego stratega Skarbiec TFI

Rynki wschodzące wracają do łask inwestorów? MSCI Emerging Markets znajduje się na 12-miesięcznym szczycie. Czy byki pójdą za ciosem?

Dalsze zwyżki są jak najbardziej możliwe. Przemawia za tym m.in. dyskonto wycen. Dla indeksu rynków wschodzących wskaźnik cena/zysk przewidywany na koniec tego roku to 11,9, podczas gdy dla analogicznego indeksu dla rynków rozwiniętych to 15,6. Dla wskaźnika cena/wartość księgowa jest to odpowiednio 1,5 i 2. Tak więc dyskonto sięga 25 proc. Wydaje się, że poziom uzasadniony innymi ryzykami to około 10 proc.

Jakie jest największe zagrożenie dla optymistycznego scenariusza? Co mogłoby wywołać dotkliwe spadki na emerging markets?

Reklama
Reklama

Istnieje wiele potencjalnych ryzyk, które mogą zagrozić modzie na rynki wschodzące. Dalsze spadki cen surowców w skali, jaką obserwowaliśmy w ostatnim roku, są mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe. Zejście ceny baryłki ropy naftowej poniżej 30 dolarów na pewno zmusi inwestorów do analizy sytuacji. Z uwagi na udział w indeksach rynków wschodzących Chin, a przede wszystkim tempo wzrostu ich PKB, są pilnie obserwowane przez inwestorów. Sygnały o problemach płynące z drugiej gospodarki świata mogą zniechęcić kapitał do rynków wschodzących. Także decyzja Fedu o stopach procentowych będzie miała duże znaczenie dla EM z uwagi na dolara. Jego umocnienie się będzie miało niekorzystny wpływ na wiele gospodarek wschodzących, choć wydaje się że znaczenie tego czynnika jest wyolbrzymione przez pamięć o kryzysie azjatyckim z lat 90.

Od wielu miesięcy koszyk rynków wschodzących będący naturalnym punktem odniesienia dla WIG20 radzi sobie zdecydowanie lepiej. Historyczna korelacja między indeksami sugeruje, że Warszawa „powinna" wkrótce skrócić ten dystans. Czy jest to realny scenariusz?

Warszawska giełda jest bardzo specyficzna. Wyjątkowo słabo oddaje strukturę gospodarki i co gorsza nadreprezentowane są sektory o marnych perspektywach lub firmy obciążone ryzykiem politycznym, które w przypadku naszego kraju nabrało w oczach zagranicznych inwestorów większego znaczenia. Ci zaś stali się bardziej selektywni i kupowanie całego indeksu MSCI EM wyszło z mody. Dlatego zwyżki całego MSCI EM niekoniecznie muszą oznaczać wzrost w Polsce. Widać było, jak relatywnie korzystne rozwiązania w zakresie kredytów frankowych czy OFE nadały dynamiki wskaźnikowi, ale w obu przypadkach mamy raczej odroczenie niż rozwiązanie problemu i będzie to ciążyło nad GPW jeszcze długo. Inna sprawa, że w otoczeniu niskich stóp banki stanowiące lwią część warszawskiego indeksu nie wyglądają najciekawiej, niewiele dobrego można powiedzieć też o sektorze surowcowym i energetycznym, zwłaszcza że będzie on powiązany z kopalniami. Nawet więc całkowite wyczyszczenie zagrożeń politycznych nie da gwarancji wzrostu. Najciekawsze są małe i średnie spółki, te jednak pozostają poza głównymi indeksami i do tego charakteryzuje je płynność zupełnie niesatysfakcjonująca inwestorów zagranicznych. MBL

Parkiet PLUS
Mikołajkowy prezent dla kredytobiorców od RPP. Ale nie dla deponentów
Materiał Promocyjny
Inwestycje: Polska między optymizmem a wyzwaniami
Parkiet PLUS
Czy polskie społeczeństwo w sferze finansowej postępuje uczciwie?
Parkiet PLUS
Inwestorzy nie boją się o obligacje deweloperów
Parkiet PLUS
Konsumpcja zaczyna hamować wzrost oszczędności
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Parkiet PLUS
Po dwóch latach Europejska Emerytura dała ponad 30-proc. stopę zwrotu
Parkiet PLUS
Miliardowe zyski banków. To ostatni tak dobry kwartał przed podwyżką CIT?
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama