Sięgnijmy najpierw po dane zza oceanu. Załóżmy, że nasz przykładowy inwestor od 30 lat ma agresywny portfel wypełniony amerykańskimi akcjami (dla uproszczenia obliczeń: o składzie zgodnym z koszykiem S&P 500). Taki portfel dałby do tej pory zysk na poziomie 10,4 proc. w skali roku, ale przy dość wysokiej zmienności wyników. Tzw. odchylenie standardowe wyniosło 14,1 proc., co oznacza mniej więcej tyle, że z dużym prawdopodobieństwem w pojedynczym roku można się spodziewać zarówno rezultatu bardzo dobrego (10,4 proc. + 14,1 proc. = 24,5 proc.), jak i słabego (10,4 proc. – 14,1 proc. = -3,7 proc.). W najgorszym momencie wartość takiego portfela skurczyła się aż o 51 proc.
Teraz zobaczmy, co można by osiągnąć po dodaniu do takiego prostego koszyka porcji złota. Dodanie pierwszej, 10-proc. porcji oznaczałoby co prawda spadek stopy zwrotu o 0,4 pkt proc. w skali roku (nie dziwi więc, że Buffett woli akcje), ale zmienność (nieprzewidywalność) zmniejszyłaby się o 2,4 pkt proc., czyli aż sześć razy bardziej niż stopa zwrotu! Z kolei maksymalna papierowa strata po drodze skurczyłaby się o 5,5 pkt proc. Tak właśnie działa teoria portfelowa – złoto dzięki temu, że ma niską korelację z akcjami, dostarcza wyraźnych korzyści.
Dodanie każdej kolejnej porcji szlachetnego metalu do naszego hipotetycznego koszyka pozwoliłoby w jeszcze większym stopniu ograniczyć zmienność całego portfela w stopniu nieproporcjonalnie dużym względem ubytku w stopie zwrotu.
Ile metalu w portfelu
Maksymalne korzyści odnotowaliśmy przy 30-proc. wadze szlachetnego metalu. W stosunku do portfela czysto akcyjnego stopa zwrotu obniżyłaby się co prawda o 1,4 pkt proc. (do 9 proc.), ale przy jednoczesnym spadku zmienności aż o 4,4 proc. i zmniejszeniu maksymalnej papierowej straty aż o 17,5 pkt proc. Innymi słowy, po dodaniu takiej porcji złota portfel stałby się nieco mniej rentowny, ale za to o wiele bardziej przewidywalny i stabilny, co pokazujemy na wykresach.
To samo ćwiczenie wykonaliśmy w odniesieniu do polskich akcji, z tym zastrzeżeniem, że w tym przypadku krótsza historia danych (w praktyce od 1995 r., pomijając pierwsze, dość chaotyczne lata GPW) sprawia, że wnioski mogą być mniej wiarygodne. Okazuje się (patrz tab. 2), że optymalna waga złota byłaby tu jeszcze większa – na poziomie aż 60–70 proc.! To może być po części efekt krótszej historii (nie obejmuje słabej dla złota I połowy lat 90.), a także większej z natury „wahliwości" naszego WIG-u w porównaniu z amerykańskim S&P500.
Jak widać, dodanie złota do portfela, choć wiązało się z poświęceniem pewnej części zysków, to jednak pozwalało nieproporcjonalnie bardziej ograniczyć zmienność i nieprzewidywalność tego portfela w porównaniu z inwestycją wyłącznie w akcje.