Piłkarze Joachima Loewa za obronę trofeum mieli obiecane po 350 tys. euro na głowę. To premie rekordowe, bo wyższe o 50 tys. niż przed czterema laty. Finał został wyceniony na 200 tys., półfinał – na 125 tys., a ćwierćfinał – na 75 tys. Za awans do 1/8 finału finansowych nagród nie przewidziano.
Tymczasem po niespodziewanej porażce z Meksykiem niektórzy zaczęli się obawiać, czy Niemcy nie podzielą losu Hiszpanii i w ogóle wyjdą z grupy. Na poprzednich MŚ w Brazylii Hiszpanie zostali rozbici w pierwszym meczu przez Holandię (1:5), następnie ulegli Chile (0:2) i musieli się bić o honor z Australią. Wygrali 3:0, ale było to marne pocieszenie.
Zidane nie pomógł
Jeszcze gorzej poszło cztery lata wcześniej Włochom, którzy w RPA w najsłabszej grupie uzbierali zaledwie dwa punkty. Nie potrafili pokonać ani Paragwaju (1:1), ani Nowej Zelandii (1:1), a do domu wysłali ich Słowacy (2:3).
Szok przeżyli także Francuzi, którzy w 2002 roku lecieli do Korei jako mistrzowie świata i Europy, a już w meczu otwarcia ponieśli sensacyjną porażkę z debiutującym na mundialu Senegalem (0:1). Potem był bezbramkowy remis z Urugwajem i walka o życie. Nie pomógł powrót kontuzjowanego Zinedine'a Zidane'a, Trójkolorowi przegrali z Danią 0:2 i mogli pakować walizki.
Z grupy nie wyszła również wielka Brazylia z Pele i Garrinchą w składzie. Turniej w Anglii (1966) zaczęła od zwycięstwa nad Bułgarią (2:0), ale w dwóch pozostałych spotkaniach przegrała po 1:3 z Węgrami i Portugalią. Piąty i ostatni przypadek, kiedy obrońcy trofeum tak szybko pożegnali się z mistrzostwami, miał miejsce w 1950 roku, przydarzył się Włochom, ale wojenna zawierucha sprawiła, że do Brazylii poleciała zupełnie inna drużyna niż ta, która w 1938 roku sięgała po puchar.