W blisko 90-letniej historii mistrzostw świata po główne trofeum sięgnęło aż sześciu gospodarzy. Ostatni taki przypadek zdarzył się jednak dwie dekady temu, choć od tego czasu turniej organizowali i Niemcy, i Brazylijczycy. W 1998 roku na własnej ziemi triumfowali Francuzi.
Rosjanie, pokonując w ubiegłą niedzielę po serii rzutów karnych Hiszpanów, osiągnęli to, co większość gospodarzy – są w najlepszej ósemce. A jeszcze niedawno obawiano się, czy nie podzielą losu Republiki Południowej Afryki, która w 2010 roku nie wyszła z grupy.
Były to obawy uzasadnione, poparte słabymi wynikami sparingów (siedem meczów bez zwycięstwa) i jeszcze słabszym stylem. Rosja przystępowała do mundialu jako najniżej sklasyfikowany uczestnik w rankingu FIFA (70. pozycja). Wystarczyły jednak pewne wygrane z Arabią Saudyjską (5:0) i Egiptem (3:1), by piłkarze odzyskali szacunek rodaków, a szyderstwa i drwiny ustąpiły miejsca podziwowi i uznaniu. Takiego otwarcia turnieju nie miał wcześniej żaden z gospodarzy.
Tysiąc podań
Władimir Putin, choć nie jest wielkim fanem piłki, osobiście dziękował Czerczesowowi. 12 mld euro wydane tylko na budowę i modernizację stadionów nie poszło na marne. Wizerunek Rosji został ocieplony. Na kilka tygodni futbolowe święto przykryło afery korupcyjne i dopingowe, a kibice z całego świata zobaczyli, że po ulicach Moskwy i innych miast nie chodzą niedźwiedzie.
Nastrojów gospodarzy nie zepsuła nawet wysoka porażka z Urugwajem (0:3), bo od upadku ZSRR Sborna po raz pierwszy awansowała do fazy pucharowej. Trener Czerczesow błyszczał na konferencjach i przekonywał, że ten najpiękniejszy dzień dopiero nadejdzie. Przed spotkaniem z Hiszpanią w 1/8 finału jeden z dziennikarzy wręczył mu figurkę z piłką i flagą Rosji z napisem „sukces". Dzień później gospodarze pokonali byłych mistrzów świata, realizując od początku do końca własny plan. Oddali przeciwnikom inicjatywę, pozwolili wymienić ponad tysiąc podań i odpierając skutecznie ataki, doprowadzili do rzutów karnych.