„Świat się kończy" – do takiego ponurej konkluzji można dojść, przeglądając codzienne nagłówki w serwisach informacyjnych. Jesteśmy wręcz bombardowani negatywnymi wiadomościami, a ich zalew może nawet zupełnie zniechęcić do myślenia o inwestowaniu. Cały ten szum informacyjny jest na dodatek wzmacniany przez nieustającą burzę tweetów prezydenta Trumpa, w których w piątek Chiny są traktowane jako wróg numer jeden, a w poniedziałek pojawiają się zapewnienia o wielkiej przyjaźni z chińskim przywódcą...
W takich sytuacjach warto pamiętać o sprawdzonych, podbudowanych badaniami naukowymi i historią zasadach inwestowania. Zdaniem autora najważniejszą z nich jest dywersyfikacja, czyli budowa portfela z różnych, najlepiej słabo skorelowanych ze sobą (lub optymalnie – ujemnie skorelowanych) aktywów, takich jak akcje, obligacje, złoto itp.
Nie trzymaj wszystkich jaj w jednym koszyku
Być może z dywersyfikacji mogą zrezygnować geniusze inwestowania, którzy potrafią perfekcyjnie identyfikować aktywa, które w danym czasie przyniosą najwyższe stopy zwrotu. Ale nawet Warren Buffett, który niegdyś na tej zasadzie krytykował dywersyfikację (a właściwie jej ekstremalne wersje), w swoim potężnym wehikule inwestycyjnym ma obecnie 122 mld dolarów „zaparkowanych" w płynnych aktywach, oprócz udziałów w licznych spółkach. To przecież też jest dywersyfikacja.
No dobrze, ale na ile to teoretyczne zalecenie: „nie trzymaj wszystkich jaj w jednym koszyku", sprawdza się w praktyce, w szczególności z punktu widzenia polskiego inwestora? O tym, że działa, przekonujemy w naszych zestawieniach rocznych stóp zwrotu z różnych klas aktywów. Ale równie dobrze można się posłużyć bardziej szczegółowymi danymi miesięcznymi. I tak też zróbmy w odniesieniu do tegorocznych danych. Na potrzeby ilustracyjne pod uwagę weźmiemy cztery różne aktywa (akcje polskie, akcje amerykańskie, obligacje skarbowe stałokuponowe, złoto), choć oczywiście wnioski mogłyby dotyczyć o wiele bardziej skomplikowanych portfeli.