Od Nowego Roku rachunki gospodarstw domowych za prąd wzrosną o około 12–13 proc. To wynik kilku czynników, w tym wzrostu ceny samej energii elektrycznej. W sierpniu sugerował pan, że nie należy spodziewać się podwyżek. Skąd ta zmiana podejścia?
Rzeczywiście, jeszcze w połowie tego roku, gdy ceny energii na giełdzie spadały w wyniku pandemii, wydawało się, że ta sytuacja utrzyma się do końca roku. Później jednak nastąpiło odbicie i ostatecznie ceny energii kupowanej przez sprzedawców okazały się nieco wyższe, niż zatwierdzone przed rokiem. Do tego doszedł wzrost kosztów zakupu świadectw pochodzenia zielonej energii oraz efektywności energetycznej. Stąd też nieznaczna podwyżka taryfy na sprzedaż energii dla trzech sprzedawców – o ok. 3,5 proc. – co dla przeciętnego gospodarstwa domowego oznacza wzrost na rachunku o ok. 1,5 zł miesięcznie. Kolejna zmiana na rachunku to wzrost wysokości opłaty OZE, choć też nie jest to duże obciążenie. Niewątpliwie najbardziej znaczącym i zauważalnym nowym składnikiem całego rachunku będzie opłata mocowa, która dla przeciętnego gospodarstwa wyniesie ok. 7,5 zł miesięcznie. Sumarycznie więc rachunki od stycznia wzrosną średnio o ok. 9 zł netto miesięcznie, czyli o około 12 proc.
A przecież nie znamy jeszcze nowych stawek opłat za dystrybucję energii. Czy ta część naszych rachunków też wzrośnie?
Postępowania w tej sprawie dopiero się rozpoczynają. Operatorzy sieci dystrybucyjnych, aby oszacować stawki na przyszły rok, muszą najpierw znać wysokość taryfy przesyłowej. A ten proces jeszcze trwa, ponieważ musi uwzględnić zmianę przepisów związaną z nowymi regulacjami unijnymi i uruchomieniem pomocy publicznej, jaką jest rynek mocy. Na tym etapie nie mogę więc odpowiedzieć, czy taryfa dystrybucyjna będzie niższa czy wyższa niż przed rokiem. Chociaż z bardzo wstępnych analiz wynika, że nie będzie zasadniczych zmian. Na konkrety musimy jednak poczekać.
Koncerny energetyczne planują spore inwestycje w sieci. Czy to może być powód do podniesienia opłaty dystrybucyjnej?