Sytuacja na rynku mieszkaniowym to pochodna gry popytu i podaży. Coraz bardziej widoczna jest nierównowaga: mamy wysoki popyt i kłopoty z uzupełnianiem przez deweloperów oferty. Zacznijmy od popytu. Niskie stopy powodują, że hipoteki są najtańsze w historii, w marcu liczba złożonych zapytań kredytowych była najwyższa od dekady. Na rynek nieruchomości przesuwane są też oszczędności – ludzie szukają ochrony przed inflacją i zapowiedziami płacenia za trzymanie pieniędzy w bankach. W ramach Nowego Ładu planowane są ułatwienia dotyczące wkładu własnego. Do tego dochodzą coraz aktywniejsze fundusze z rynku PRS (najem instytucjonalny mieszkań). Czy oceniacie strukturę popytu jako zdrową?
Struktura popytu jest bardzo zdrowa i nadal tak będzie, dopóki nie pojawią się mieszkania niezamieszkane lub niewynajmowane, trzymane jedynie spekulacyjnie, co widzimy np. w części Londynu. Dzisiaj kupują głównie polskie rodziny – albo celem poprawienia swoich warunków mieszkaniowych, albo zabezpieczenia kapitału i docelowego przeznaczenia dla dzieci. PRS-y, choć spektakularnie zaczynają wchodzić na rynek, to nadal około 1–2 proc. całej sprzedaży deweloperów.
Zakupy inwestycyjne obu tych grup szybko trafiają na wynajem, co jest świetną informacją dla najemców. Większa konkurencja powoduje, że stawki czynszów spadają, ale kupujący mieszkania akceptują te niższe zwroty.
Trochę martwią nas powracający na rynek flipperzy, czyli osoby rezerwujące mieszkania celem spekulacji. Będą chcieli je odsprzedać z zyskiem przed zakończeniem budowy. To nie służy rynkowi. Na szczęście skala jest nieporównywalnie mniejsza niż w latach 2006–2007 czy nawet na początku 2020 r.
Jeśli chodzi o podaż, na pierwszy rzut oka sytuacja nie wygląda źle. Według GUS po dwóch miesiącach br. liczba mieszkań w projektach uruchomionych przez deweloperów w całej Polsce wzrosła rok do roku o 8 proc., do 22,3 tys., a w przypadku pozwoleń na budowę mieliśmy skok o aż 42 proc., do 33 tys. lokali. W całym 2020 r. „produkcja" skurczyła się o 8 proc., do 130 tys., bo z powodu lockdownu bardzo słabo wypadły kwiecień i maj, ale liczba lokali w projektach z pozwoleniami na budowę urosła o 2,4 proc., do 170,6 tys. Jak zatem interpretować te statystyki?