Po każdej burzy wychodzi słońce. Ta, która nawiedziła branżę windykacyjną w okresie pandemii, napędziła spółkom sporo strachu. Były grzmoty, niepewność, co przyniesie przyszłość, i pytania o to, jak duże będą straty. Okazało się jednak, że na strachu się skończyło. Pewne perturbacje, owszem, się pojawiły, ale były one mniejsze, niż powszechnie oczekiwano. Dzisiaj windykatorzy znowu z optymizmem patrzą więc w przyszłość, bo też rynek zaczyna wracać do normalności.
Prognozy gorsze od rzeczywistości
– Kiedy uderzyła pandemia, szykowaliśmy się na najgorsze. Dokonaliśmy chociażby istotnych odpisów na ponad 55 mln zł. Działalność komornicza w takich krajach jak Rumunia czy Bułgaria była zamknięta. W Polsce było lepiej, chociaż obawy też były spore. Okazało się jednak, że w miarę upływu czasu sytuacja wcale nie jest taka zła i czarne scenariusze się nie zmaterializowały – przyznaje Maciej Szymański, prezes Kredyt Inkaso. Odpisy na portfelach były w czasie pandemii dość powszechnym zjawiskiem. To one doprowadziły m.in. do tego, że lider rynku, wrocławski Kruk, w I kwartale 2020 r. zaliczył stratę netto w wysokości 62 mln zł. Z drugiej strony czas pandemii pokazał, że nie spełnił się najczarniejszy scenariusz, zakładający znaczne pogorszenie sytuacji finansowej gospodarstw domowych, co miałoby wpływ na spłaty zobowiązań. Kruk w 2020 r. zanotował ponad 1,8 mld zł wpływów od dłużników. Rok wcześniej było to 1,78 mld zł. W grupie Best wzrosły one z 299,1 mln zł do 365,4 mln zł. W Kredyt Inkaso w roku obrotowym 2020/2021 (rozpoczętym w kwietniu 2020 r. i zakończonym w marcu 2021 r.) spłaty co prawda spadły, ale jedynie o 10 proc. Wyniosły 222,6 mln zł. Windykatorzy przyznają, że pandemia nie tylko nie miała negatywnego wpływu na aktywność dłużników, ale nawet zmobilizowała ich do działania.
– Przed pandemią było tak, że musieliśmy szukać argumentów, by osoby zadłużone nie wydawały pieniędzy wyłącznie na konsumpcję, tylko żeby skupiły się na spłacie zadłużenia. Pandemia diametralnie to zmieniła. Poziom konsumpcji spadł, gdyż konsumenci pierwszy raz w historii nie mieli gdzie wydawać pieniędzy, bo prawie wszystko było pozamykane. Oczywiście część osób z powodu pandemii popadła w tarapaty finansowe. Okazało się jednak, że w ujęciu całościowym spłaty były większe niż prognozy. Spłacalność rat nie spadła, a ci, którzy wcześniej nie mieli determinacji do spłat, nagle zmienili swoje podejście, uznając, że to dobry moment na rozliczenie zaległości z przeszłości – mówi Iwona Słomska, członek zarządu Kredyt Inkaso.
Jest jednak jeszcze jedna strona pandemicznego medalu, już mniej błyszcząca. Zamrożenie gospodarki i wielka niepewność zamroziły także rynek inwestycji w nowe pakiety wierzytelności. Banki w dużej mierze zatrzymały procesy sprzedaży przeterminowanych długów, a i sami windykatorzy nie palili się, by je kupować. Ciężko było bowiem oszacować, jak dużo uda się z nich odzyskać pieniędzy, szczególnie jeśli pandemia w wersji „twardej" będzie się przedłużać. W okresie niepewności gospodarczej również zaciąganie nowego długu przez samych windykatorów stanęło pod znakiem zapytania. Gdyby taka sytuacja utrzymała się dłużej, mogłoby to mocno wpłynąć na branżę. Życie w oparciu jedynie o starsze portfele w teorii oznacza wypłaszczanie krzywej spłat. Jest jednak nadzieja, że ten scenariusz się nie zmaterializuje.