Wygląda na to, że gospodarki rozwinięte mają najłatwiejszą część wychodzenia z kryzysu za sobą. W USA PKB wrócił w II kwartale na poziom sprzed pandemii. Strefie euro zapewne uda się to przed końcem roku (choć kraje takie jak Hiszpania czy Włochy, gdzie większe znaczenie ma turystyka, będą odrabiały straty być może dwa lub trzy kwartały dłużej). Olbrzymia stymulacja fiskalna i monetarna pozwoliła zapobiec totalnemu załamaniu gospodarczemu, a PKB odbił się od niskiej, zeszłorocznej bazy. Analitycy mówią już jednak o „szczycie wzrostu". W USA mógł on przypaść już w II kwartale i wypadł dosyć rozczarowująco – PKB zwiększył się o 6,5 proc., gdy spodziewano się zwyżki o 8,4 proc. (to dane annualizowane, czyli liczone kw./kw. w tempie rocznym). Później tempo rozwoju powinno zwolnić.
W strefie euro ten szczyt zapewne wypadnie w III kwartale, a potem wzrost PKB powinien hamować. Mediana prognoz analityków zebranych przez agencję Bloomberga pokazuje, że po 2,4 proc. kw./kw. wzrostu w III kwartale, kolejny ma przynieść odczyt na poziomie 1,3 proc., a początek 2022 r. tylko 0,8 proc. W USA wzrost (annualizowany) ma wynieść odpowiednio: 7,1 proc., 5 proc. i 3,5 proc.
Wolniejszemu wzrostowi będzie prawdopodobnie towarzyszyć wyższa inflacja. W USA sięgnęła w czerwcu 5,4 proc. r./r., w Niemczech wyniosła w lipcu 3,8 proc., a w strefie euro 2,2 proc. Scenariusz stagflacji, czyli niskiego wzrostu gospodarczego połączonego z szybkim wzrostem cen, staje się coraz bardziej realny. Wypiera z umysłów inwestorów scenariusz reflacji, który dominował jeszcze kilka tygodni temu. Świadczy o tym zachowanie rynków obligacji. Od czerwca rentowności amerykańskich i niemieckich papierów mocno spadły, wskazując, że rynek przestaje wierzyć w to, że banki centralne zaczną wcześniej odchodzić od stymulacji.
Ostatni raz scenariusz stagflacji gospodarki rozwinięte przeżywały na większą skalę na przełomie lat 70. i 80. Dla wielu inwestorów okres ten to niemal prehistoria, a rynki i banki centralne mocno się od tamtych czasów zmieniły. Można więc powiedzieć, że gospodarka globalna znów wypływa na nieznane wody. – To sytuacja, z którą nie mieliśmy do czynienia od 40 lat, i sądzę, że nie da się do niej zastosować podręcznikowych rozwiązań z ostatnich kilku dekad. Wyceny niemal wszystkiego są nadzwyczajnie wysokie, a to oznacza, że nie mamy miejsca na błędy – uważa Peter Boockvar, dyrektor inwestycyjny w Bleakley Advisory Group.